Covid i co dalej

 

Rok 2020 rozpoczął się tak, jak wiele innych wcześniej. Zamykaliśmy sprawozdania finansowe, rozliczaliśmy budżety. Mieliśmy strategie, plany, wskaźniki, rozpoczęte inwestycje, projekty w głowach. Startowaliśmy ze spektakularną promocją nowej kolekcji.  

Z Chin powoli docierały sygnały o śmiercionośnym wirusie, ale kto by się tym przejmował… Byliśmy zajęci swoimi sprawami, trochę znieczuleni zimowymi wakacjami. Początkowo ze zdumieniem przetwarzaliśmy informacje o pierwszych ogniskach zakażeń we Włoszech, później w Austrii, o zamykaniu granic, czy odwołaniu imprez masowych. W końcu pandemia stanęła u naszych drzwi. Chaos informacyjny, domysły i przypuszczenia, pomieszane z płynącymi zewsząd niesprawdzalnymi faktami postawiły wszystkich przed niespotykanymi dotychczas wyzwaniami.

Część przedsiębiorców z dnia na dzień pozbawiona została możliwości prowadzenia działalności, inni w odpowiedzi na apele epidemiologów zostali w domu. Spora grupa przystąpiła do pracy zdalnej. Torpol jest jednak firmą produkcyjną, więc na takie rozwiązanie nie mogliśmy sobie pozwolić. Od początku mieliśmy świadomość, że sami musimy sobie pomóc, tzn. podjąć takie działania, które pozwolą w miarę stabilnie przeprowadzić nasze przedsiębiorstwo przez pandemiczny kryzys. #zostań_w_domu zamieniliśmy na własny: #nie_każdy_może_zostać_w_domu.

Po fazie totalnej niepewności wyznaczyliśmy podstawowe zadania. Przede wszystkim bezpieczeństwo pracowników, utrzymanie miejsc pracy oraz ciągłości produkcji, zidentyfikowane jako dostosowanie się do potrzeb rynku.  

Przez bezpieczeństwo rozumieliśmy opracowanie i wdrożenie procedur oraz zamknięcie zakładu dla osób z zewnątrz. Niemal natychmiast wprowadziliśmy reżim sanitarny: rygorystyczne zasady higieny, dezynfekcję przed wejściem do zakładu, zarówno ludzi, jak i towarów oraz szczegółowe reguły odnoszące się do postępowania na stanowiskach pracy. Zmieniliśmy obowiązujące wcześniej schematy dotyczące godzin pracy, przerw śniadaniowych, odstępów pomiędzy pracownikami, etc.

Początkowo atmosfera w zakładzie była bardzo przygnębiająca, dlatego staraliśmy się na bieżąco omawiać poszczególne etapy podejmowanych przez nas działań, trochę na zasadzie: nie bójcie się, dbamy o Wasze bezpieczeństwo; zrobimy wszystko, aby nikt spośród Was nie stracił pracy; razem przez to przejdziemy; próbujemy pozyskać zamówienia, które zapewnią nam stabilizację finansową.

Najtrudniej było z zamówieniami. Ponad 60% naszej sprzedaży dotyczy rynków zagranicznych, które lawinowo zawieszały swoją działalność. Zwyczajowo pracujemy z firmami prowadzącymi sprzedaż detaliczną, które albo stanęły, albo straciły zainteresowanie zakupami. Pewną część odbiorców stanowią organizatorzy imprez masowych – wszystkie imprezy odwołane. Współpracujemy ze sportowcami (głównie jeźdźcami) – starty zawieszone. Branża reklamowa – przestała działać. Złe informacje napływały z każdej strony. Każdy mail czy rozmowa telefoniczna przynosiła niepokojące wieści…

I wtedy pojawiły się potrzeby. Szpitale, placówki służby zdrowia nie mają masek, fartuchów ani wystarczającej ilości środków ochronnych. My mamy szwalnię, ludzi, dostawców… Barierą jest przystosowana do ciężkiego szycia produkcja. Decyzja o jej przestawieniu przychodzi natychmiastowo. Dostosowujemy maszyny, kupujemy osprzęt, ustawiamy procesy. Po około dwóch tygodniach ruszamy z wytworzeniem w większym zakresie.

W wymiarze finansowym nie osiągnęliśmy satysfakcjonującego efektu, ale poczuliśmy się pewniej: jesteśmy potrzebni, dajemy radę, trzymamy się razem, nikogo nie wykluczamy, jesteśmy teamem. Działalność tą potraktowaliśmy w pewnym sensie misyjnie: pomogliśmy placówkom służby zdrowia w pierwszym etapie walki z Covid-19, przekazując część produkcji nieodpłatnie. Wokół nas pojawiły się osoby prywatne i zaprzyjaźnione firmy, które również chciały pomagać. Te wszystkie działania pokazały trochę inny wymiar biznesu. Okazało się, że wkoło jest dużo ludzi, którzy myślą podobnie jak my. Zarabiamy, kiedy można; wspieramy, kiedy trzeba.

Nasza przedcovidowa działalność była niezwykle dynamiczna. Wciąż się coś działo: tu zawody, tam wyjazd klubowy na mistrzostwa, gdzie indziej zamówienie na duży event, w tle realizacja planowych zleceń. Istotną część naszej aktywności stanowiły zlecenia personalizowane, czy customizowane, wymagające zaangażowania projektantów i grafików. Praca pod presją czasu, pilne zadania, wypierane przez pilniejsze – często narzekaliśmy na tryb pracy, w którym naszymi planami produkcyjnymi rządziły jakieś wydarzenia i uczestniczący w nich nasi zleceniodawcy.

I nagle przyszła pandemia i coś trzeba było zrobić z naszymi pracownikami – twórczymi, pełnymi pomysłów, aktywnymi ludźmi. Przestawienie produkcji na masową, powtarzalną wymusiło na nas opracowanie innego niż dotychczas systemu pracy. Początkowo zleceń było bardzo dużo, a potrzeby szeroko pojętej służby zdrowia – nieograniczone. Maski czy fartuchy – w każdej ilości i na już.  Zamiast grafików czy handlowców, poza wykwalifikowanymi krawcowymi, potrzebni nam byli pracownicy do prostych czynności pomocniczych, typu składanie, czyszczenie, pakowanie. I w ten sposób, w czasie, kiedy straciliśmy nasze standardowe zamówienia, wszyscy trafiliśmy do działu produkcji! Tam było centrum zarządzania kryzysowego i tam toczyliśmy naszą wojnę z bezradnością i niepewnością.

W późniejszej fazie wsparciem była też pomoc publiczna, dzięki której nie musieliśmy się obawiać o zaspokojenie bieżących potrzeb przedsiębiorstwa czy regulowanie zobowiązań. Nasze zaangażowanie, wsparte środkami pomocowymi, pozwoliły na przywrócenie poczucia bezpieczeństwa.

Na szczęście gospodarka nie znosi próżni. Nasi klienci powoli, ale systematycznie zaczęli składać zamówienia. Pojawili się też nowi odbiorcy, którzy swój dotychczasowy biznes budowali w oparciu o towary z Azji. Mniej więcej w tym samym czasie zapotrzebowanie na proste środki ochrony bezpośredniej zaczęło spadać. Niespodziewanie w tym zamieszaniu znaleźliśmy jeszcze trochę czasu na nadrobienie zaległości czy uporządkowanie tematów, do których niechętnie się zagląda.

 

Na pierwszy ogień poszło usystematyzowanie wytwarzanych przez nas produktów – co warto rozwijać, a co należy zwijać. Szybko doszliśmy do wniosku, że zamiast, jak co roku o tej porze, intensyfikować prace nad nową kolekcją jeździecką, zajmiemy się dopieszczeniem standardowych produktów. Była to dość naturalna decyzja – targi zostały odwołane, kolekcja 2020, wobec ograniczenia, a często wręcz zawieszenia zawodów, nie zdążyła praktycznie zaistnieć. Poza tym postanowiliśmy sięgnąć do korzeni i wrócić do promocji naszych podstawowych produktów – pościelowych czy medycznych dla ludzi, które z racji posiadania stałych odbiorców, dotychczas sprzedawały się same.

W dobie pandemii nasza decyzja sprzed 2-3 lat o odejściu od sprzedaży B2C w kierunku strategii B2B obnażyła swoje słabości. Uzależniliśmy się od podmiotów pośrednich, tracąc techniczne możliwości sprzedaży produktów do klienta ostatecznego. Covid-19 pokazał, że plany nasze i naszych klientów nie zawsze są zbieżne, a w kryzysowych momentach najskuteczniejszą z zasad jest „ratuj się kto może”.

Wnioski przyszły same. Poprawiamy kanały komunikacji z rynkiem odbiorców we wszystkich rokujących częściach naszej produkcji. Poprzez stronę internetową (aktualnie w przebudowie) oraz media społecznościowe – Instagram, FB – docieramy do szerszego grona klientów. Myślenie, że jako producent nie prowadzimy sprzedaży w sklepie internetowym odkładamy do lamusa. Analiza rynku pokazała, że było to archaiczne podejście. Trudno znaleźć dziś (nam się nie udało) właściciela marki, który nie prowadzi sprzedaży w Internecie. Właściwie zdefiniowana polityka sprzedaży B2C nie wpływa negatywnie na komunikację w ramach kanału B2B – wręcz przeciwnie, zwiększa zasięgi, wzmacnia popyt.

Bieżąca sytuacja nie napawa szczególnym optymizmem. Gospodarka w niepewności, inflacja w galopie, lockdown wciąż możliwy, ale paradoksalnie my, Torpol staliśmy się silniejsi świadomością swoich możliwości. Na nowo poznaliśmy ludzi i firmy, z którymi pracujemy od lat. Dowiedzieliśmy się z kim i dlaczego jest nam po drodze, a z kim niekoniecznie. Zintegrowaliśmy zespół, który błyskawicznie potrafił się zmobilizować i przeorganizować. Uświadomiliśmy sobie, jak szeroki jest nasz potencjał produkcyjny, jak bardzo jesteśmy elastyczni i jak dużo zależy od nas samych

 

Hanna Watras, Torpol Sp. z o.o.

Show Buttons
Hide Buttons