Poradnik skutecznej rekrutacji

Czego od kandydatów oczekują dziś pracodawcy? A czego kandydaci od pracodawców?Co jest najważniejsze w procesie rekrutacji? Na te i inne pytania odpowiada Natalia Bogdan, Prezes Zarządu Jobhouse.

Pracuje Pani w branży rekrutacyjnej od kilkunastu lat. Czy widzi Pani jakieś różnice w rekrutacji kiedyś a dziś? Oczywiście. Przede wszystkim bardzo zmieniła się sytuacja rynkowa. Mamy najniższe bezrobocie od 26 lat, więc najważniejsza zmiana jest taka, że trudno znaleźć w tej chwili pracowników. W niektórych branżach, zwłaszcza jeśli chodzi o pracowników fizycznych z tzw. fachem w ręku, firmy zmuszone są zatrudniać pracowników ze wschodu, ponieważ wśród Polaków nie mamy wystarczająco dużo zainteresowanych takim rodzajem pracy. W związku z brakiem rąk do pracy, rekruterzy muszą też wykazywać się nie lada kreatywnością, aby dotrzeć do potencjalnych zainteresowanych. Także koszty rekrutacji są dużo wyższe. Kiedyś wystarczyło zamieścić bezpłatne ogłoszenie w Internecie i zgłaszało się wielu chętnych. Dzisiaj mamy wszechobecny szum informacyjny – mnóstwo reklam, ofert, portali, więc nasze ogłoszenie oprócz tego, że jest dużo droższe niż kiedyś i tak nie dociera do większości potencjalnie zainteresowanych osób. W ostatnich latach nastąpił również ogromny postęp technologiczny – gazety z ogłoszeniami o pracę zostały wyparte przez portale internetowe, a te z kolei powoli też będą ustępować miejsca aplikacjom i botom.

Jak to się stało, że sytuacja zmieniła się tak diametralnie?

Polska, między innymi dzięki przystąpieniu do Unii Europejskiej, związanymi z tym dotacjami i otwarciem granic, zaczęła bardzo dynamicznie się rozwijać. Najpierw my jeździliśmy za chlebem do Anglii czy Niemiec, ponieważ za te same prace mogliśmy otrzymać kilkakrotnie wyższe niż w Polsce wynagrodzenie. Z czasem Polska zaczęła być interesującym celem dla inwestorów na wschodzących rynkach – powstawały sieciowe sklepy i restauracje, międzynarodowe koncerny zaczęły otwierać u nas swoje spółki córki, korzystając z dużo tańszej, a przy tym świetnie wykształconej siły roboczej. Z kolei wprowadzone w ostatnim czasie programy rządowe sprawiły, że sporo osób, zwłaszcza kobiet, zrezygnowało zupełnie z aktywności zawodowej.

Czy rynek pracownika dotyczy jedynie pracowników fizycznych?

Nie tylko, ale głównie, zwłaszcza jeżeli chodzi o pracowników fizycznych ze specjalistycznymi umiejętnościami, czyli np. spawaczy, fryzjerów, cukierników. Teraz pracodawcy walczą o takich pracowników, choć całkiem niedawno zawody te były uważane za gorsze i wymierające. Pokutuje tu przede wszystkim niedopasowanie szkolnictwa do potrzeb rynku pracy. Kiedyś pójście do „zawodówki” było przeznaczone dla najsłabszych uczniów. Dzisiaj nierzadko pracownik fizyczny zarabia więcej niż pracownik umysłowy. Marzy mi się szkolnictwo zawodowe takie jak w Niemczech. Edukacja zawodowa jest tam bardzo popularna i świetnie dopasowana do potrzeb rynku pracy. Większość zajęć odbywa się w zakładach pracy, dzięki czemu uczniowie mają możliwość poznania swojego przyszłego zawodu w rzeczywistych, a nie tylko teoretycznych warunkach. Miejmy nadzieję, że szkoły branżowe, które od 1 września zastąpiły dotychczasowe zawodówki przynajmniej w jakimś stopniu będą odzwierciedlać niemieckie standardy w tym zakresie.

A czy widzi Pani jakieś różnice w rekrutacji pracowników umysłowych?

Brak rąk do pracy, mimo że najbardziej widoczny jest na najniższych szczeblach, dotyczy także stanowisk biurowych. W związku z tym, że zatrudniani są zwykle wszyscy zainteresowani, a często są to osoby bez doświadczenia i większej motywacji do pracy właśnie w danej firmie, jakość i zaangażowanie pracowników zostawia dzisiaj sporo do życzenia. Pracodawcy, aby przyciągnąć i utrzymać pracowników, muszą im płacić więcej, co niestety nie przekłada się na ich wyniki. Koszty rosną, a przychody niekoniecznie. Lokalni pracodawcy muszą konkurować z ofertami korporacji, które już na starcie zapewniają pracownikom liczne benefity. Także wprowadzona niedawno stawka minimalna dotycząca umów cywilno-prawnych zwiększyła bardzo koszty zatrudnienia.

Jak Pani prognozuje, czy sytuacja na rynku pracy będzie się polepszać?

Przez te wszystkie lata mojej kariery zawodowej obserwowałam swoistą sinusoidę rynku pracy. W jednym roku zamykano stocznie i tłumy spawaczy nawiedzały okoliczne agencje i urzędy pracy w poszukiwaniu nowego miejsca zatrudnienia. W drugim spawacze wyjechali do Norwegii. W kolejnym tereny postoczniowe zaczęły zasiedlać mniejsze prywatne firmy i spawaczy znowu zaczęło brakować. Sytuacja dotyczy także wielu innych branż. Dzisiaj brakuje pracowników fizycznych, a już teraz analitycy prognozują, że za kilka lat zostaną oni zastąpieni przez roboty. Mało tego, najnowsze badania z Oxford University sugerują, że automatyzacja i cyfryzacja sprawią, że w ciągu najbliższych 25 lat zniknie niemal połowa aktualnych miejsc pracy. Będą to przede wszystkim zawody z powtarzalnymi czynnościami, takie jak księgowa, czy urzędnik na poczcie, ale także kasjer i pracownik call center. Amazon i DHL od dawna testują z kolei drony, które w przyszłości zastąpią kurierów.

A oprócz robotów, jakie jeszcze czynniki mogą mieć wpływ na nasz rynek pracy?

Musimy być też przygotowani na masowe powroty Polaków z emigracji, zwłaszcza z Wielkiej Brytanii. Na Wyspach mieszka prawie milion Polaków. Z opublikowanego niedawno raportu Deloitte wynika, że 47 proc. wykwalifikowanych i 27 proc. niewykwalifikowanych pracowników z krajów UE rozważa wyjazd ze Zjednoczonego Królestwa w ciągu najbliższych pięciu lat. Wyniki głosowania w związku z Brexitem zapoczątkowały rozważania wielu Polaków na temat powrotu. Od jakiegoś czasu odnotowuję coraz większą liczbę zapytań od Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii o możliwość powrotu do kraju.

Skoro jesteśmy przy temacie emigrantów – nie trudno jest dostrzec, iż w Polsce pracuje wiele osób z zagranicy. Czy będzie ich przybywać?

Rzeczywiście, zwłaszcza w dużych miastach jak Warszawa czy Trójmiasto, pracuje bardzo dużo osób, szczególnie ze wschodu. Praktycznie w każdym sklepie czy restauracji słychać charakterystyczny akcent. Szacuje się, że w Polsce pracuje już 1,2 mln samych Ukraińców. A oprócz nich jest przecież w naszym kraju jeszcze wiele innych nacji. Wiele agencji zatrudnienia deklaruje, ze przymierza się do sprowadzania pracowników także z Białorusi, Mołdawii, a nawet odległego Nepalu. Procedury zatrudnienia osób zza wschodniej granicy nie są skomplikowane, a niedawno wprowadzony bezwizowy ruch turystyczny jeszcze bardziej uprościł temat legalizacji zatrudnienia. Za zatrudnianiem Ukraińców przemawia też fakt, że ich język jest zbliżony do naszego, a ich pracowitość jest doceniana przez polskich pracodawców. Moim zdaniem będzie ich więc w naszym kraju przybywać.

A jak Pani widzi sytuację kobiet na rynku pracy?

Według najnowszego badania Coca-Coli aż 4 na 10 Polek w wieku produkcyjnym nie pracuje i nie szuka pracy. Częściowo jest to spowodowane przypisanymi nam kulturowo rolami społecznymi, ale program 500+ na pewno także nie zachęca kobiet, zwłaszcza tych z mniejszych miejscowości do aktywności zawodowej. Wierzę jednak, że sytuacja ta ulegnie zmianie – kiedyś rzadko studiowałyśmy, a jeśli pracowałyśmy, to jedynie na szeregowych stanowiskach. Dzisiaj coraz więcej kobiet piastuje stanowiska kierownicze, a nawet zasiada w zarządach. Organizowane są także konkursy mające na celu promocję proaktywnej postawy wśród kobiet. Wierzę więc, że coraz więcej z nas będzie aktywnych zawodowo.

No tak, ale pracodawcy często boją się zatrudniać kobiety.

Pokutuje wiele mitów dotyczących zatrudniania kobiet. Pracodawcy najczęściej obawiają się, że pracownica zaraz po zatrudnieniu odejdzie na urlop macierzyński. Istnieją także stereotypy dotyczące emocjonalności kobiet i związanymi z nią konfliktami w zespole. Osobiście uważam, że ważniejsze niż płeć jest zaangażowanie pracownika i jeśli podchodzi on rzetelnie do swoich obowiązków, to będzie stanowił ogromną wartość dla organizacji. Oczywiście naturalne jest, że kobiety rodzą dzieci, ale jeśli profesjonalnie podchodzą do swojej pracy, nie zostawiają stanowiska zanim nie przekażą obowiązków zastępującej je osobie. Ustalają także z pracodawcą termin powrotu do pracy. Kobiety mają też wiele zalet – doskonałą organizację pracy, empatię i chęć rozwoju.

Na zakończenie, co może Pani poradzić firmom, które mają problem ze znalezieniem odpowiedniego pracownika?

Warto powierzyć rekrutację profesjonalistom. Tak jak przy tworzeniu strony internetowej korzystamy z agencji reklamowej, tak przy poszukiwaniu nowego pracownika powinniśmy korzystać z agencji rekrutacyjnej. Według gazetapraca.pl 4 na 5 kandydatów koloryzuje w CV, a Goldenline szacuje, że koszt tylko 1 nieudanej rekrutacji to ponad 36.000 zł. Zdecydowanie nie warto marnować czasu i pieniędzy. Firmy headhunterskie mają know-how i narzędzia niedostępne dla osób spoza branży, stosują także wiele różnych metod dotarcia i weryfikacji kandydatów. A im więcej źródeł pozyskania potencjalnych pracowników i sposobów sprawdzenia ich, tym bardziej zwiększymy prawdopodobieństwo znalezienia osoby najbardziej zbliżonej do naszego wyobrażenia o idealnym pracowniku. Przeanalizować należy wszystko – CV, treść maila z aplikacją, wizerunek osoby w Internecie, sposób rozmowy przez telefon i face to face, zachowanie w potencjalnych sytuacjach, wyniki testów psychometrycznych, assessmentu, rozwiązanie zadań i referencje od poprzednich pracodawców. To wszystko kosztuje, zajmuje czas i wymaga umiejętności i kontaktów. Dodatkowo większość firm rozlicza się na zasadzie success fee i daje gwarancję na swoje usługi. Czyli klient oprócz symbolicznej opłaty wstępnej na pokrycie kosztów ogłoszeń płaci jedynie za sukces, czyli znalezienie odpowiedniego pracownika. Jeżeli osoba nie sprawdzi się, proces rekrutacji ponawiany jest bezpłatnie. Więc jeśli nie ma nic do stracenia, a można zyskać świetnego pracownika na lata, to po co męczyć się samemu. Skupmy się na tym, w czym specjalizuje się nasza firma.

 

Dziękuję za rozmowę.

Justyna Nakonieczna

 

 

 

 

Show Buttons
Hide Buttons