Biznes w podróży

Ruch to element niezbędny w biznesie. Ten, kto pozostaje w miejscu, przegrywa. Zasada ta tyczy się każdego biznesu, ale w tym zbudowanym na podróżowaniu staje się koronną regułą. Pandemia, strajki, niepokoje społeczne i konflikty wpływają nie tylko na to, jak żyjemy, ale także na to, jak podróżujemy. O tym, dlaczego od czasu do czasu warto zmienić biuro na plażę, ile kosztuje mandat w Dubaju i dlaczego powinno się go zapłacić oraz o tym, czego można nauczyć się od marokańskich sprzedawców herbaty, porozmawiamy z Agnieszką Rąpałą – właścicielką RTC, marki oferującej kompleksową obsługę podróży prywatnych i biznesowych.
Pani Agnieszko, jak dziś wygląda biznes związany z planowaniem podróży?
Wydaje się, że na rynku można wskazać kilka trendów konsumenckich, które kształtują krajobraz. Z jednej strony mamy klasyczne biura podróży, które odpowiadają na zapotrzebowanie klienta masowego, z drugiej strony coraz częściej szukamy czegoś wyjątkowego, czego ze swojej definicji nie zapewni turystyka masowa. Trzecia aspekt to pewna dynamika zmian na świecie stawiająca przed nami ogromne wyzwania. Mowa tu o sytuacji politycznej, infrastrukturze i niespodziankach w stylu epidemii COVID. Każdy, kto dziś prowadzi biznes, musi brać te czynniki pod uwagę, jednak w naszym biznesie są one elementem, który często decyduje o jakości usługi.
Zacznijmy więc od turystyki dostępnej dla każdego. Jak kształtowała się droga Polaków do słynnego all inclusive?
Turystyka masowa była od zawsze koniem pociągowym naszej gałęzi biznesu. Aby nie roztaczać zbyt odległej perspektywy, wspomnę tylko swoje początki. W branży pracuję blisko 30 lat. Zaczynałam od sprzedaży biletów autobusowych, wysyłając swoich klientów na zachód Europy. Częściej były to wyjazdy związane z pracą zarobkową niż turystyką w dzisiejszym rozumieniu tego słowa. Wraz ze zmianą sytuacji w kraju coraz śmielej ruszyliśmy oglądać świat. Najpierw polscy klienci trafili na udeptane ścieżki. Egipt, Turcja, Tunezja stały się dla nas, jako klientów, ziemią obiecaną turystyki. Egzotyka odległa ledwie o kilka godzin lotu. Na miejscu gwarancja pogody i kultura, która była tak inna od tego, co znaliśmy z naszego podwórka – to działało jak magnes. Ośmieleni zaczęliśmy spoglądać dalej. Otworem stanęła Azja z bajeczną Tajlandią czy Półwysep Arabski. W Europie popularność zyskała Grecja, Cypr czy archipelag Wysp Kanaryjskich. Dziś wszystkie te kierunki pozostają w naszej ofercie. Co więcej, mają swoich zagorzałych zwolenników wskazujących na doskonały stosunek relacji ceny do jakości. Wraz ze wzrostem zamożności przeciętnego klienta zaczęliśmy oferować produkty, które wcześniej były poza naszym zasięgiem. Bajeczne Malediwy, dzika Birma czy rozciągające się po horyzont parki narodowe Kenii to mocne punkty naszej oferty również obecnie. Wracając jednak to drugiej części pytania, jako ciekawostkę mogę powiedzieć, że samo all inclusive to koncepcja wywodząca się z lat 50. Gérard Blitz, właściciel ośrodka wczasowego Club Méditerranée, miał wizję stworzenia miejsca, gdzie ludzie mogliby spędzić urlop, nie martwiąc się kompletnie o nic. Koncepcja ta przetrwała do dziś. Wcielamy ją w życie w obrębie mojej marki. Dbamy o to, by klient nie martwił się o żaden aspekt podróży. Od spraw związanych z dokumentami przez rezerwację taksówki i hotelu do zakupu biletów do opery. Otaczamy opieką klienta od momentu, w którym przekroczy próg naszego biura.
Czy w momencie, w którym większość z nas posługuje się językiem obcym, a internet uczynił ze świata globalną wioskę, jest miejsce na tradycyjne biura podróży? Jak biznes odpowiada na zapotrzebowanie turystyki masowej?
Istniejemy na rynku 30 lat, wciąż mamy duże zainteresowanie ofertą turoperatorów. Często na wakacje leci już trzecie pokolenie naszych pierwszych klientów. To dobra odpowiedź na oba pytania. Mimo zawirowań, przypomnę choćby 11 września, strajki kontrolerów lotów w Europie czy katastrofy naturalne, ciekawość świata pcha nas wszystkich do przodu. W pewnym momencie zachłysnęliśmy się internetem. Jak grzyby po deszczu powstawały firmy krzaki, które były niczym więcej niż wyszukiwarką lotów lub katalogiem jednego z turoperatorów w innym opakowaniu. Pierwszy problem napotkany w podróży szybko rozczarowywał klientów. W internecie często nie widać tego, że taksówka z lotniska będzie droższa niż lot. Trudno zobaczyć, że hotel wyglądający wspaniale na zdjęciu swoje lata świetności ma już dawno za sobą. Wiedzę, że kontrola na granicy może trwać 15 godzin i wymagać sporej łapówki, czerpie się z doświadczenia. Dzisiaj wydaje się, że klienci zrozumieli, że nie da się odzyskać dwutygodniowego urlopu, że czas jest jedyną walutą, której odpracować nie możemy. Historia Biura Podróży Rapala potwierdza, że jakość była elementem, dzięki któremu bez względu na okoliczności mogliśmy liczyć na zaufanie klientów. Dziś w takim duchu selekcjonujemy to, co najlepsze na rynku, i proponujemy klientom. Nasza rola to ciągłe sprawdzanie i weryfikacja ofert. Wizytujemy rocznie setki hoteli, jesteśmy w stałym kontakcie z największymi turoperatorami. Biuro podróży stało się ważnym punktem na mapie Polaków.
Wspomniała Pani o drugim trendzie turystyki wynikającym z wysokich wymagań. Jak patrzeć na rynek pod tym kątem?
To naturalna kolej rzeczy. Na każdej półce sklepowej odnajdziemy tanie produkty zaspokajające potrzeby, ale możemy wybrać coś ciekawszego, bardziej nietypowego. Dostrzegłam ten trend w turystyce kilka lat temu. Obok klientów decydujących się na wybór oferty z katalogu coraz więcej osób chciało czegoś innego. Jedni byli już w tak wielu miejscach, że odmiana była naturalnym kierunkiem poszukiwań, inni stawiali ambitne cele wynikające z ich predyspozycji do przekraczania granic. Myślę, że moja oferta dla biznesu tak dobrze się przyjęła, bo to właśnie ten drugi typ często naturalnie odnajduje się w roli managerów czy właścicieli firm. Usługa musiała stać się więc lepsza, bardziej dopracowana, a przede wszystkim elastyczna. Z tego zrodziła się marka Rapala Travel Concierge. Na początku dość nieśmiało zaczęliśmy oferować autorskie pakiety podróży. W ofercie pojawiły się projekty bazujące na wiedzy, doświadczeniu i kontaktach tylko ze ściśle wyselekcjonowanymi partnerami. Nasi klienci wyruszyli w świat pod naszą opieką. Wietnam, Birma, Polinezja Francuska to tylko niektóre kierunki, które wybierali. Zebrane doświadczenia przelane zostały właśnie na markę RTC. Turystyka indywidualna to decydowanie o sobie bez konieczności dostosowywania się do większości. Można powiedzieć, że działamy all inclusive 🙂 Zdejmujemy z naszych klientów wszystkie obowiązki. Pozostaje im tylko podać kierunek i termin, a my podpowiemy, jak to zrobić. Jesteśmy w stanie zrealizować każde marzenie. Niezależnie od tego, czy ktoś chce gnać 10-cylindrowym ferrari po nocnym Dubaju, czy zaszyć się gdzieś na jednej z bezkresnych plaż i oddawać się błogiemu relaksowi.
Jak więc kształtuje się oferta turystyki indywidualnej?
Jak sama nazwa wskazuje, jest to oferta indywidualna 🙂 Z jednej strony ofertę kierujemy do biznesu. Wyjazdy szkoleniowe i integracyjne stają się coraz bardziej popularne. Można nie tylko odpocząć, ale także nauczyć się czegoś ciekawego. Wyjazdy z klientami i partnerami biznesowymi dowodzą, że czasem łatwiej negocjuje się w szortach na plaży niż zza biurka. Z drugiej strony nasi klienci proszą nas o zorganizowanie wakacji dla siebie i grupy przyjaciół. Mamy także za sobą doświadczenia związane z organizacją ślubów na rajskich wyspach czy wyjazdów na wydarzenia sportowe w stylu wyścigów F1. Nasza oferta zbudowana jest na potrzebach klientów. Czasami stajemy przed prawie gotowym planem, a naszym zadaniem jest zająć się sprawami związanymi z załatwieniem formalności, znalezieniem i zarezerwowaniem hoteli i połączeniem tego za pomocą różnych środków transportu. Innym razem pada pomysł nie całkiem sprecyzowany, a my staramy się mu nadać kształt. Wszystko zależy od klienta.
Biznes to również pieniądze. Jak wygląda to od strony finansowej?
Kupując kiedyś herbatę, otoczona zgiełkiem bazaru Dżami al-Fana w Marakeszu, nauczyłam się, że jej słodki, miętowy smak jest wart wiele więcej niż kilka ziół w szklance zalanych gorącą wodą. Staramy się dopasować ofertę tak, by spełnić oczekiwania każdego klienta. Backpakersi udowodnili już dawno, że można przynieść swoją herbatę w termosie i zagryźć kabanosem produkowanym pod Wrocławiem. Każdemu wedle potrzeb. Przewagą turystyki indywidualnej jest dokładne dostosowanie planu podróży do oczekiwań klienta. Nie ma sensu poświęcać czasu na to, czego nie chcemy i co nas nie interesuje. Dlatego oferta indywidualna ciągle może być bardzo konkurencyjna kosztowo w porównaniu do tego, co oferuje rynek. Firmy decydujące się na współpracę zdejmują z siebie ciężar logistyki, co w przypadku już kilku osób może być problemem. Na wszystkie usługi wystawiamy faktury, więc i od tej strony taka podróż jest biznesowo opłacalna. Klienci turystyki indywidualnej zyskują nie tylko opiekę, ale także niezapomniane wrażenia. Jak wycenić moment, który zapamiętamy do końca życia? Jeden z naszych klientów ma oprawiony w ramkę mandat za przekroczenie prędkości w Dubaju, na którym widnieje 300 km/h. Mówił, że za każdym razem, kiedy patrzy na ten kawałek papieru, wie, że to wspomnienie było warte więcej niż 3000 dolarów.
Jak więc rysuje się przyszłość podróży? Co czeka rynek w nadchodzących latach?
Rynek przeszedł korektę. Zmiany przyniosły wzrost cen. Wszyscy ci, którzy na co dzień pracują w biznesie, poczuli to dotkliwie. Dla nas to sygnał, że coraz większa liczba osób ceniących swój czas nie będzie chciała ryzykować. Stawiamy więc na jakość, bo nasi klienci powierzają nam nie tylko swoje pieniądze, ale i czas. Coś, co było standardem 10 lat temu, dziś bywa nieakceptowalne. Jako klienci staliśmy się bardziej wymagający. Wydaje się, że wiedza i doświadczenie to elementy, które nadal będą grały kluczową rolę w budowaniu marki w turystyce. Nic nie zastąpi tysięcy godzin spędzonych w podróży i nie wszystko da się znaleźć w internecie. W niektórych krajach jest on mało powszechnym luksusem, o czym czasem wszyscy zapominamy. Nie zmieni się jedno, nasza chęć do podróżowania, do zobaczenia tego, co za zakrętem, do ucieczki od świata. To wszystko sprawia, że nie mogę się doczekać kolejnej podróży.
Dziękuję za rozmowę.
Zdjęcia:Magda M Trebert