Cel jest prosty: chcę być szczęśliwy

 

Wywiad z Dariuszem Śpiewakiem, właścicielem salonu fryzjerskiego Śpiewak & Matyja, przedsiębiorcą i człowiekiem sukcesu

 

Skąd pomysł na własny salon usług fryzjerskich? Jakie były impulsy do otworzenia własnego salonu?

Na początku mojej drogi fryzjerskiej nawet przez myśl mi nie przeszło, aby w przyszłości zostać kapitanem własnego okrętu w postaci salonu fryzjerskiego. Kręciło mnie za to coś innego. Zawsze chciałem pracować w tych najbardziej prestiżowych salonach w Polsce. Nigdy nie bałem się też wyzwań: uczyłem się, doskonaliłem i sprawdzałem swoje rzemiosło. Dlatego chętnie brałem udział w konkursach fryzjerskich, gdzie doceniano moje umiejętności i warsztat pracy. W związku z tym nieustannie pojawiały się kolejne, atrakcyjne oferty zatrudnienia, w różnych miastach, na terenie całego kraju. Tak też trafiłem do Zielonej Góry. Można powiedzieć, że w salonie, w którym pracowałem, moje oczekiwania zderzyły się z rzeczywistością. Okazało się, że są, oględnie mówiąc: nieco rozbieżne. Na początku XXI wieku postanowiłem wspólnie z moją ówczesną partnerką, a dziś żoną, otworzyć autorską pracownię. W 2004 roku pierwsi klienci przekroczyli próg Salonu Fryzur Śpiewak & Matyja.

Od jak dawna interesuje się Pan fryzjerstwem?

 

Można powiedzieć, że byłem wtedy świeżo upieczonym nastolatkiem. Miałem 12 lat. Pamiętam ten moment, jakby to było dziś. Moją pierwszą inspiracją był pan Wojtek – bo tak miał na imię fryzjer, do którego chodziłem. Czekając w kolejce na strzyżenie, lubiłem obserwować jego pracę, to, jak obchodzi się z włosami, jak rozmawia i nawiązuje relację z klientami. Coś fascynującego! Szybko zorientowałem się, że odgrywa on ważną rolę w życiu ludzi, którzy zasiadają na jego fotelu. Co ważne, pan Wojtek przygotowywał też młodych adeptów sztuki fryzjerskiej do konkursów. Podobała mi się nutka rywalizacji, która pojawiała się między nimi. Zrozumiałem, że to coś dla mnie. Wtedy postanowiłem, że zostanę fryzjerem.

Jako piętnastolatek szukałem miejsca, w którym mógłbym nabrać konkretnych umiejętności, przydatnych w zawodzie. Realia szybko sprowadziły mnie na ziemię. Okazało się to trudniejsze, niż myślałem! Wówczas właściciele salonów fryzjerskich nie patrzyli na mnie zbyt łaskawie. Fryzjerstwo było domeną kobiet, a mężczyzna w zawodzie był rzadkością. Dodatkowo mam ponad 180 cm wzrostu i jestem postawnym mężczyzną. Wydawało im się to dość niecodziennym widokiem. Taki opór nieco podcina skrzydła. Zacząłem rozważać zmianę zawodu. Pomyślałem, że jeśli nie wyjdzie mi we fryzjerstwie, zostanę cukiernikiem. Okazało się jednak, że mojej kochanej mamie udało się załatwić mi praktyki w jednym z salonów. Tak zaczęła się ta moja fryzjerska podróż, która trwa do dziś.

Jeden z pracowników salonu, w którym odbywałem praktyki, zapytał mnie, czy chciałbym szybko nauczyć się dobrze strzyc. Odpowiedziałem, że tak, i dodałem, że mam o wiele większe aspiracje – chcę być najlepszy. Rozmawialiśmy o udziale we fryzjerskim konkursie młodzieżowym. Powiedział mi wówczas, że dwa dni praktyk w tygodniu to stanowczo za mało i jeśli chcę zdobyć potrzebną wiedzę oraz umiejętności, to codziennie po szkole muszę być w salonie. Tak też zrobiłem. Pod koniec pierwszej klasy wystartowałem w moich pierwszych zawodach fryzjerskich. I to był mój pierwszy sukces. Zająłem trzecie miejsce, a dodatkowo otrzymałem wyróżnienie dla najmłodszego uczestnika konkursu. W drugim roku praktyk pracowałem już przy fotelu, jak pełnowartościowy pracownik. Udało mi się nawet zdobyć pierwszych stałych klientów.

Co Pana zdaniem jest dzisiaj najważniejsze z punktu widzenia właściciela salonu fryzjerskiego?

Moim zdaniem najważniejsze jest budowanie relacji z klientem, poznawanie się nawzajem.

Jeśli chcesz być dobrym fryzjerem, musisz znać swojego klienta, jego charakter, wiedzieć, czym się zajmuje, jaki ma temperament. Zdecydowanie łatwiej jest tworzyć nowe formy na głowie, gdy masz dużo informacji od klienta oraz – co najważniejsze – jego zaufanie. Większość moich klientek na tyle mi ufa, że daje mi wolną rękę do działania. To jest piękne, gdy możesz kreować nowy wizerunek danej osoby.

Kto częściej odwiedza salon Śpiewak & Matyja, kobiety czy mężczyźni?

Zdecydowanie kobiety. Wiadomo, że przychodzą m.in. po odświeżenie fryzury, ale myślę, że to coś więcej. Lata budowania relacji sprawiły, że są to też spotkania jak z „przyjacielem”.

Co uważa Pan za swój największy sukces zawodowy?

Zdecydowanie moim największym zawodowym sukcesem jest to, że wspólnie z żoną od 18 lat prowadzimy jeden z najbardziej rozpoznawalnych salonów fryzjerskich w Zielonej Górze. Od prawie dwóch dekad nasz kalendarz jest wypełniony wizytami od rana do wieczora. Za swój sukces uważam również to, że przekazując swoją wiedzę, wykształciłem wielu wspaniałych fryzjerów, którzy dziś prowadzą swoje własne, dobrze prosperujące salony.

Każdy biznes musi pokonać również jakieś bariery. Jakie Pan musiał pokonać, żeby się rozwijać i być w tym miejscu, w którym jest teraz?

Jak to w życiu bywa, największą barierą były pieniądze. Kiedy postanowiliśmy z żoną, że otworzymy swoją pracownię, nie posiadaliśmy wystarczającej ilości środków na przygotowanie go zgodnie z naszą wizją. Z pomocą przyszli nasi fantastyczni klienci i firma dystrybuująca kosmetyki. Z ich wsparciem udało nam się stworzyć Salon Fryzur Śpiewak & Matyja. Ci ludzie wierzyli w nasz sukces.

Wiem, że temat inwestycji w siebie i własny rozwój jest Panu bardzo bliski. Wspólnie z właścicielką salonu uczestniczycie w wielu szkoleniach, nie tylko branżowych.Proszę powiedzieć, jakiego rodzaju szkolenia, warsztaty dostarczyły Wam najwięcej twórczej energii do pracy?

Każde szkolenie było dla nas ważne. One wiele wnoszą nie tylko w nasze życie zawodowe, ale też i to osobiste. Trudno wymienić jedno lub kilka, które były najbardziej inspirujące. Cały czas inwestujemy w siebie i stawiamy na rozwój umiejętności zawodowych oraz biznesowych. Mamy to szczęście, że wśród naszych klientów znajdują się eksperci z różnych dziedzin. Wielu z nich posiada doświadczenie w biznesie i chętnie dzieli się swoją wiedzą, doradzając nam najlepsze rozwiązania.

 

Co jest najtrudniejsze w byciu stylistą fryzur i właścicielem firmy jednocześnie?

Zawodowo czuję się jak ryba w wodzie. Muszę jednak przyznać, że przez większość czasu prowadziłem firmę intuicyjnie i okazało się, że nie tędy droga. Błędy, które popełniłem, bywały drogą życiową lekcją. Z tego względu zaczęliśmy uczyć się od podstaw i teraz prowadzimy nasz biznes ze zrozumieniem i należytą uwagą, w bardzo przemyślany sposób.

Czym Wasz salon wyróżnia się na tle innych konkurencyjnych miejsc?

W naszym mieście jest wiele miejsc, w których usługi świadczone są na wysokim poziomie. Konkurencja jest więc spora. Tworzone przez nas fryzury dobieramy nie tylko do wyglądu, ale i charakteru klientów, a jednocześnie przykładamy ogromną wagę do kondycji włosów. Staramy się też wychodzić poza schemat. Jesteśmy rozpoznawalni nie tylko poprzez jakość naszej pracy. Przez kilkanaście lat organizowaliśmy pokazy mody, ściągając na nasz wybieg topowe modelki z Polski oraz najlepszych projektantów mody wraz z ich kolekcjami. Poza Zieloną Górą pracowaliśmy też przy największych modowych projektach w Polsce.

Zastanawiał się Pan, jak fryzjerstwo będzie wyglądało w przyszłości?

Tak, wiele razy. Chyba każdy zastanawia się, jak będzie zmieniać się branża, w której pracuje. Uważam, że nie zastąpią nas ani roboty, ani inne maszyny. Dobrym przykładem na poparcie mojej tezy jest pandemia. Już wówczas ludziom najbardziej brakowało spotkań z fryzjerem.

Jestem zdania, że usługi fryzjerskie będą jeszcze bardziej pożądane, a salony fryzjerskie będą jednymi z ostatnich miejsc, w których usługodawcą będzie człowiek.

Zdradzi Pan naszym Czytelnikom cele i plany na najbliższą przyszłość?

Cel jest prosty: chcę być szczęśliwy. Jeśli chodzi o plany na przyszłość, to mam ich dużo. W tej chwili pracujemy nad przygotowaniem miejsca wypoczynku dla osób, które chciałyby spędzić kilka dni, mieszkając w środku lasu, wśród zwierząt.

Dziękuję za rozmowę.

Justyna Nakonieczna

 

 

 

Zdjęcia: Jacek Śpiewak

Show Buttons
Hide Buttons