Employer branding okiem mikroprzedsiębiorcy

 

Jeszcze do niedawna nie zdawałam sobie sprawy z tego, że istnieje coś takiego jak employer branding, choć jak się okazało, działa to u mnie całkiem nieźle. Dlaczego? Odpowiednia strategia, plan i konsekwentna jego realizacja?

Nie. Autentyczność. Wyrażana poprzez działanie w zgodzie z własnym „dlaczego?”

Każdy z nas ma wybór jakim pracodawcą, sprzedawcą, partnerem biznesowym chce być. Nie ma jednego kodeksu dla wszystkich. I dobrze, moim zdaniem.

Dlaczego? Bo wówczas autentyczność poszłaby w zapomnienie.

Wiem, że ostatnimi czasy słowo autentyczność jest nadużywane, a czym częściej ktoś podkreśla, jak bardzo jest autentyczny, tym większe wątpliwości nas nachodzą, czy aby faktycznie tak jest. Wszakże autentyczności nie trzeba podkreślać, ją się po prostu czuje.

Biorą powyższe pod uwagę, czy można zatem „zbudować” prawdziwy employer branding? Ale tak wiecie… od zera. Ułożyć strategię, wdrożyć i cieszyć się efektami na lata?

Obawiam się, że nie.

Jeśli po stronie firmy nie będzie autentycznego zainteresowania otoczeniem i jego potrzebami, to zrobi się z tego jedna wielka farsa.

To trochę tak jak w narzeczeństwie i małżeństwie. Przed ślubem cud i mód, obietnice życia w siódmym niebie, a po ślubie… szara rzeczywistość. Zamiast postawić na autentyczność, ona po pierwszej wspólnej nocy biegnie z rana do łazienki poprawić makijaż, on z kolei ze łzami w oczach i wielkim przerażeniem zabija pająka, żeby tylko nie wyszło jak bardzo się boi. A po kilku latach przychodzi wielkie rozczarowanie, bo to była zaledwie namiastka tego czego jeszcze o sobie nie wiedzieli.

A gdyby ona wiedziała wcześniej, co tak naprawdę dla niego jest ważne? A gdyby on wiedział, co ważne jest dla niej? O ile prościej by im się żyło? Co mogliby wspólnie w oparciu o tę wiedzę stworzyć?

Do czego zmierzam? Do tego, że „zbudowany” employer branding nie rozwiązuje problemu braku ludzi do pracy czy też rotacji wśród pracowników. Nie powoduje również, że klienci z nami zostają na dłużej, a partnerzy biznesowi polecają sobie wzajemnie. Bo „zbudowany” employer branding nie jest trwały.

Wierzę jednak w employer branding, który jest po prostu konsekwencją pewnych działań firmy, do których zaliczam m.in.:

  • Słyszenie i słuchanie potrzeb pracowników, klientów, partnerów biznesowych (które mogą się przecież zmieniać),
  • Wyznaczenie wartości i postępowanie zgodnie z nimi,
  • Stawianie ludzi ponad pieniądze,
  • Stawianie na współpracę,
  • Wzmacnianie potencjału pracowników, przydzielanie im pracy zgodnie z ich kompetencjami, a nie wolnymi stanowiskami,
  • Komunikowanie swojego „dlaczego?”.

Ten ostatni punkt jest dla mnie szczególnie ważny. Simon Sinek w swojej książce „Zaczynaj od dlaczego” opowiada o koncepcji złotego kręgu. Podkreśla, że większość z nas wie CO robi, część wie, JAK to robić, ale tylko nielicznie wiedzą DLACZEGO to robią.

Pytanie brzmi, jak długo jesteśmy w stanie robić coś, gdy nie wiemy, dlaczego to robimy?

Oczywiście jest to pytanie retoryczne i jeśli chcesz, aby ludzie z Tobą zostali (czy to pracownicy, klienci czy partnerzy biznesowi) pokaż im, dlaczego robisz, to co robisz. A jeśli będzie im z tą ideą po drodze, to na pewno zostaną z Tobą na długo.

Jeśli chodzi o mnie i moją firmę, już od kilku lat stosuję zasadę „powiedz mi o sobie coś więcej, powiedz czego chcesz i potrzebujesz, a ja pomogę Ci to zdobyć”.

Wiąże się to z moim osobistym „dlaczego?”, które zakłada, że pomagam ludziom spełniać marzenia, aby mogli żyć życiem, którym chcą żyć, a nie którym wydaje im się, że żyć muszą.

Głęboko wierzę, że dobry pracodawca to nie ten, który płaci na czas (co jest oczywiście bardzo ważne, ale pamiętajmy, że jest również obowiązkiem każdego pracodawcy), nie ten, który daje premie kilka razy do roku (co też jest fajne), nie ten, który awansuje zasłużonych (co również jest na plus), a ten, który nie tylko stawia na rozwój swoich pracowników, ale sam ich rozwija. I nie boi się, że pewnego dnia staną się jego konkurencją, bo po prostu wierzy w siebie i w ludzi, z którymi współpracuje. Poza tym oni nie trafiają na siebie przypadkiem. Połączyły ich przecież wspólne wartości i znają swoje „dlaczego?”.

Dobry sprzedawca zaś, to nie ten, który potrafi wszystko sprzedać, a ten, który zaspokaja potrzeby swoich klientów i pomaga im rozwiązywać ich problemy.

A dobry partner biznesowy, to nie ten, który przynosi dużo pieniędzy i z którym wiąże Cię wyłącznie biznes, tylko ten z którym tworzysz zespół.

Czy miałam takie podejście od początku?

Niestety nie.

Gdy kilka lat temu odchodziłam z etatu i wchodziłam we własny biznes, moja wizji firmy była dosyć prosta. Ludziom się płaci, od ludzi się wymaga, a jeśli komuś się nie podoba, to żegnam. Nie ma ludzi niezastąpionych. A sam biznes robi się wyłącznie dla pieniędzy. Oczywiście nie wzięło się to znikąd. To normalne, że powielamy wzorce, które znamy. Bo choćby nie wiem jak bardzo były straszne, to jednak są znane, a to co znane wydaje się nam bardziej bezpieczne.

Szybko przekonałam się, że nie tędy droga, biznes to nie tylko kasa, a ludzi nie może motywować tylko pieniądz. Albo wyjazd służbowy od czasu do czasu. Albo stanowisko.

Po paru większych porażkach, zrozumiałam dwie rzeczy. Po pierwsze, że pracownik nigdy nie będzie tak zmotywowany i wkręcony w moją firmę, jak ja. Po drugie, jeśli nie odejdę od stereotypu szefa, który za biurka wskazuje palcem kto co ma zrobić i tylko rozdziela pracę, to prędzej czy później – choć moim zdaniem zdecydowanie prędzej – pójdę z torbami.

Szczerze mówiąc, śmiać mi się teraz chce na wspomnienie moich początków. Zakompleksiona i niepewna siebie, z marzeniami o własnej korpo, a wszystko po to, żeby innym coś udowodnić.

Dlaczego o tym piszę? Bo chcę Cię przestrzec przed moimi błędami.

Bo chcę pokazać Ci, że nawet jeśli teraz popełniasz błędy podobne do moich, możesz jeszcze wszystko zmienić. Na zmiany na lepsze nigdy nie jest za późno.

Bo chcę przekonać Cię do tego, że zrobienie z firmy partnera godnego współpracy nie jest wcale takie trudne.

Bo chcę podkreślić, że employer brandingu nie powinno się planować, a po prostu go robić. Codzienną pracą.

Pamiętaj, że ludzie nie przychodzą do Ciebie z powodu Twojej firmy. Przychodzą do Ciebie z powodu tego, co daje im współpraca z Tobą i Twoją firmą. I jeśli nie znajdą u Ciebie nic „żywego”, a jedynie konsekwentnie realizowaną strategię employer branding, to odejdą.

Nie zrozum mnie źle. Nie namawiam do tego, aby nie robić takiej strategii, bo samo jej zrobienie ma oczywiście wiele plusów, np. pozwoli Ci spojrzeć na całość z lotu ptaka i realnie ocenić, w co jesteś w stanie się zaangażować.

Jednak, jeśli jedynym celem, który Ci przyświeca jest to, aby inni dobrze Cię postrzegali, a wewnętrznie tego po prostu „nie czujesz”, to odpuść. Bo ten brak autentyczności i tak zostanie dostrzeżony.

Skąd wiem, że employer branding działa u mnie całkiem dobrze, pomimo, że nie prowadzę żadnych zaplanowanych działań w tym zakresie?

Nie, nie stąd, że ludzie cieszą się, jak zabieram ich na wspólne wakacje za granicą.

Również nie stąd, że wypłacam im pensje na czas i premie.

Nawet nie stąd, że inwestuję w ich rozwój i pozwalam im decydować o stanowisku, które chcą w firmie zajmować.

Więc skąd? Stąd, że bez znanej marki na rynku zebrałam do swojego nowego projektu 7 kobiet, które w ciemno zgodziły się zostać jego ambasadorkami, a wszystkich zgłoszeń było ponad 30. Właśnie to, że ktoś swoim nazwiskiem chce firmować projekt, którego ostateczny kształt nadal się formuje, świadczy o głębokim zaufaniu do moich działań. A dla mnie oznacza to prawdziwy employer branding.

 

 

Danuta Piasecka – przedsiębiorca, trener i doradca biznesowy. Promotorka tworzenia i rozwijania świadomych i trwałych biznesów budowanych przez kobiety. Dowiedz się więcej: www.przedsiebiorczoscjestkobieta.pl

Show Buttons
Hide Buttons