Pasjonatka poezji i prawdziwa businesswoman w jednym – Magdalena Koperska

 

O początkach działalności wydawnictwa, dylematach i trudnych decyzjach jakie niesie ze sobą prowadzenie rodzinnego biznesu oraz o pasji do poezji rozmawiamy z Magdaleną Koperską właścicielką wydawnictwa ANAGRAM.

 

Wydawnictwo ANAGRAM powstało prawie 30 lat temu. Opowiedz historię rodzinnego biznesu.

Wydawnictwo zrodziło się z ogromnej pasji mojego taty, znanego w latach 60. animatora kultury i współtwórcy Orientacji Poetyckiej HYBRYDY oraz zaprzyjaźnionych z nim twórców, jak prof. Maria Szyszkowska,Zbigniew Jerzyna, Andrzej K. Waśkiewicz, Rena Marciniak. Współpracowali z najwybitniejszymi polskimi poetami, krytykami literackimi, tłumaczami. Tata wymyślił serie poetyckie w twardej oprawie, czyli miniatury poetyckie, w których ukazały się wiersze, między innymi W. Szymborskiej, E.  Lipskiej, E.  Stachury, potem ks. Twardowskiego, E. Frieda, R. Wojaczka, E.Brylla, czy Leśmiana., Gałczyńskiego, także poezja francuska, niemiecka, rosyjska. I wiele innych.

Początek wydawnictwa to były poetyckie złote czasy. Niektóre tytuły ukazywały się w wielotysięcznych nakładach i rozchodziły się bardzo szybko. Nie było rozwiniętego systemu dystrybucji, liczyły się bardziej znajomości w branży, dobre wyczucie czytelnicze. Współpracowałam (tak!) z wydawnictwem od początku jego istnienia, wymyśliłam nazwę, zapoczątkowałam organizowanie spotkań autorskich. Jednak szefem nadal pozostawał mój tata. I jak się domyślasz, dla mnie, młodej dziewczyny nie było to wcale łatwe.

I co zrobiłaś?

Postanowiłam na jakiś czas „uciec” z branży wydawniczej. Pod koniec studiów filologicznych dostałam się do zespołu First Public Relations Piotra Czarnowskiego, guru PR. Przez kilka lat miałam możliwość nie tylko współpracowania z najlepszymi i dla najlepszych (jak DuPont, Absolut Vodka, magazyn Playboy), ale także podróżowania w piękne miejsca Europy – Paryż, Barcelona, Genewa – na spotkania ze specjalistami PR danej marki z całego świata. Dla mnie było to wspaniałe doświadczenie, wiedza, którą zdobyłam przydaje się do dziś w pracy – tak naprawdę – menagera wydawniczego. Wydawca jest przecież menadżerem kultury.

Kiedy podjęłaś decyzję, by jednak wrócić do rodzinnego biznesu. Rozumiem, że to miało również swoją historię?

O tak, masz rację. Ale nie wróciłam jako córka marnotrawna, ale po głębokich rozważaniach, co tak naprawdę powinnam robić. Czy dalej kontynuować pracę w agencji PR, która dawała mi ogromną satysfakcję, czy pomóc tacie rozwijać wydawnictwo tak, by nie było konieczności jego zamknięcia. Czasy zaczęły się mocno zmieniać, na rynku pojawiało się coraz więcej tytułów, ale także powstawały coraz to nowsze instytucje związane z dystrybucją, nie zawsze zresztą uczciwe. Pojawiły się drukarnie cyfrowe, proces wydawniczy też się zmienił. Dla mojego taty, który nie rozstawał się z maszyną do pisania i, który nigdy nie przekonał się do telefonu komórkowego, a co dopiero do komputera, ta nowa rzeczywistość była nie do zaakceptowania. Miałam więc wybór: albo kariera w PR, albo upadek wydawnictwa, które przecież było i moją pasją.

Tak zaczęła się prawdziwa przygoda z rynkiem wydawniczym. Do dziś pamiętam pierwsze rozmowy o współpracy dystrybucyjnej.  I pierwsze zderzenie: książka jako produkt. Po prostu. Do tego też musiałam dorosnąć, zrozumieć mechanizmy. Wiele rzeczy zmieniłam w wydawnictwie, jednak nie zmieniła się moja miłość do poezji. I wciąż szukam metafor i „błysków” słowa- parafrazując J. Hartwig.

Czasy dla poezji łatwe nie są, jednak wciąż wierzę, że jest ona bardzo ważnym elementem życia, łącznikiem między tym, co widzialne, a tym, co nieuchwytne.

Kontynuuję wydawanie miniatur poetyckich. A opiekuńczy duch taty wciąż nade mną czuwa. Tak to odczuwam.

Wspominasz, że wiele zmieniłaś w wydawnictwie, co masz na myśli.

Oprócz zmian, nazwijmy technicznych, jak strona www, sklep internetowy, udział w większej ilości targów książki, współpraca z mediami i blogerami, wyeliminowanie nieuczciwych kontrahentów, stworzyłam też serie: Proza świata i Współczesna Proza Polska. W pierwszej: wydałam powieść „Niewolnice i przyjaciele pani Tekli” uznanego na Ukrainie pisarza – Oleha Poliakova; w drugiej: „Porzeczkowego Josefa” Anny Wiśniewskiej-Grabarczyk, nominowanego w 2019 roku do nagrody Gombrowicza.

Otworzyłam wydawnictwo na prozę, i to była chyba największa zmiana, do której musiałam też przekonać dystrybutorów. Anagram kojarzył się przecież wyłącznie z tomikami poezji.

Twój największy sukces wydawniczy?

Wydanie miniatury poezji Adonisa, najwybitniejszego poety świata arabskiego, typowanego nie raz do literackiej Nagrody Nobla, a także zorganizowanie jego przylotu do Krakowa na Festiwal Miłosza. Był jednym z najważniejszych gości Festiwalu.

Zresztą z wydaniem tomiku wiąże się kolejna historia. Zanim powstał tomik zatytułowany „Witając wiatr i drzewa”, szukałam kontaktu z agentem literackim Adonisa. I stała się rzecz niezwykła. Dostałam maila od Michała Grabowskiego (z Instytutu Polskiego w Paryżu) z propozycją wydania tomu poezji Adonisa. Okazało się, że Michał Grabowski i jego przyjaciółka Kata Keresztely znają osobiście poetę! I tak niecały miesiąc później siedziałam w ulubionej restauracji Adonisa w Dzielnicy Łacińskiej w Paryżu i omawiałam (razem z Michałem i Katą, oczywiście) wydanie wierszy po polsku! Prace tłumaczeniowe trwały bardzo długo, ponieważ musieliśmy przełożyć wiersze z arabskiego. Takie było życzenie poety. Kata (węgierka mieszkająca w Paryżu, arabistka) tłumaczyła z arabskiego na francuski, potem Michał tłumaczył z francuskiego na polski. Dodatkowo, przekład był konsultowany przez profesor Katarzynę Pachniak (Katedra Arabistyki i Islamistyki) UW. Po wielu miesiącach trudnej pracy, miło było zobaczyć uśmiech zadowolonego Adonisa.

Piękna historia. A czy żałujesz jakiejś decyzji wydawniczej?

W zasadzie żałuję tylko, że tak późno zdecydowałam się wyjść ze strefy komfortu i otworzyć wydawnictwo na prozę, zwłaszcza prozę świata. Zapewne po drodze były różne drobne potknięcia wydawnicze, ale przykryjmy je zasłoną milczenia.

Jakie nowości szykujesz?

Może Cię zaskoczę. Tym razem – premiera przed wakacjami – ukaże się poradnik wybitnego rosyjskiego coacha Svyatoslava Biryulina – „Jak zarządzać ludźmi, by nasz biznes dobrze prosperował.

Przygotowuję właśnie ekskluzywny wywiad z autorem, który mieszka w Słowenii… W wywiadzie znajdą się też pytania o prowadzeniu firmy po pandemii koronawirusa, bo przecież świat biznesu i w ogóle świat niewątpliwie się zmienią. Sama jestem ciekawa odpowiedzi, którą udzieli mi Svyatoslav. Miał przylecieć na majowe targi książki w Warszawie, a także uczestniczyć w waszym Business Lunchu, na razie jednak spotka się z czytelnikami online.

Tu szczególne podziękowania kieruję dla magazynu „Tygrysy Biznesu”, który objął wydanie książki patronatem. Dziękuję!

My też się cieszymy i dziękujemy za zaufanie! Zapytam jeszcze o projekt Kultura i Biznes?

A, tak. Duże wydarzenie „Kultura i Biznes” zrealizowałam z Rafałem Czachorowskim w Teatrze Kamienica. Zaprosiłam wtedy tylko kobiety biznesu, które związane są z Kulturą: prelegentkami były Grażyna Torbicka, Justyna Sieńczyłło, Anna Mętrak, Ewa Łabno –Falęcka (Mercedes Benz). Planuję wydanie książki pod tym tytułem, ale jeszcze dużo pracy przede mną. Chcę rozwijać ten projekt, uważam, że kultura szeroko pojęta nie istnieje bez biznesu, ale biznes bez kultury również. Zwłaszcza teraz, kiedy artysta staje się ważnym przekaźnikiem słowa, myśli, emocji. Daje nadzieję. A nadzieja jest nam bardzo potrzebna.

Zostałaś nominowana do tytułu Businesswoman Awards 2020. Jaka jest recepta na osiągnięcie sukcesu oraz stanie się współczesną businesswoman?

Nominacja do tytułu BA 2020 to dla mnie duże wyróżnienie. Nie ma chyba jednej dobrej odpowiedzi na Twoje pytanie. Każdy musi znaleźć swoją drogę do osiągnięcia sukcesu.

Według mnie bardzo ważne są edukacja, pracowitość, konsekwencja i ustalenie priorytetów, ale także – a może przede wszystkim – pasja. Prawdziwa pasja przekłada się na autentyczność naszych działań, na dobre relacje biznesowe, otwiera różne, często nieoczekiwane drzwi. Nigdy mnie nie interesował biznes dla samego biznesu. Gdyby tak było, zapewne zostałabym na dłużej w dobrej agencji PR i pięła się po szczeblach kariery, ale nie byłabym wtedy spełniona. 
Lubię myśleć, że zostawię po sobie ważne książki, o których następne pokolenia będą dyskutować. Ważne są oczywiście sprawy finansowe, aspekty księgowe, ale bez serca do tego, co się robi, bez empatii do ludzi prędzej czy później każdy biznes zaczyna nam nieco ciążyć. Może dlatego Twoje pytanie nie jest do końca do mnie. Nie czuję się typową kobietą biznesu, raczej spełnioną zawodowo kobietą.

 

 

Dziękuję za rozmowę

Justyna Nakonieczna

 

Fot. Sylwia Piwowar

 

Show Buttons
Hide Buttons