Stoję na straży osób poszkodowanych, moją misją jest pomaganie innym

 

Katarzyna Małek, Dyrektor Regionalny Europejskiego Centrum Odszkodowań, w przeszłości los jej nie oszczędzał, teraz pomaga innym. Lubi to robić i sprawia jej to wiele radości.


Kasiu, wiele przeszłaś w swoim życiu. Jak znalazłaś się w firmie, która pomaga innym?
Po kilku latach mieszkania we Włoszech wróciłam do kraju. Zawodowo związałam się z firmą sprzedającą ubezpieczenia. Pewnego dnia do naszego biura przyszło dwoje ludzi. Opowiedzieli o swojej firmie współpracownicy sprzedającej usługę odwrotną do ubezpieczenia. Doznałam olśnienia, ponieważ wiedziałam, jakie są kwoty sum gwarantowanych: 5 mln euro czy 1,5 mln euro, i zdawałam sobie sprawę, ile jest wypłacanych odszkodowań. Nie zastanawiałam się. W tym czasie mój wuj był po poważnym wypadku, nie ze swojej winy. I stało się dla mnie jasne – postanowiłam, że wchodzę w to. Tak rozpoczęła się moja przygoda z jedną z największych firm odszkodowawczych w Polsce.

Przybliż, proszę, naszym czytelnikom, czym dokładnie się zajmujesz.
Stoję na straży osób poszkodowanych w wypadkach lub w wyniku chorób. Dbam o to, by otrzymały odszkodowanie adekwatne do poniesionej krzywdy, o odpowiednie dla nich renty: alimentacyjne, wyrównawcze czy na zwiększone potrzeby. Dodam, że działam zgodnie z kodeksem cywilnym, prawem, orzeczeniami Sądu Najwyższego czy Trybunału Konstytucyjnego.


To, czym się zajmujesz, jest bardzo potrzebne, szczególnie poszkodowanym i pokrzywdzonym przez los. Jak do nich docierasz, do swoich podopiecznych? Pozwól, że nazwę ich właśnie tak – nie klientami, ponieważ to, co robisz, jest naprawdę wyjątkowe.
Dziękuję Ci bardzo za to stwierdzenie. Tak, to są moi podopieczni. Związuję się z rodzinami na wiele lat. Wracając do Twojego pytania: dziś to bardzo trudne szukać klientów bez wsparcia innych. Moim wsparciem są ludzie, z którymi rozpoczynałam tę drogę, czyli moi pierwsi podopieczni. W tej branży mocno działa POLECENIE: BYŁ ZADOWOLONY, TO POLECA – i tak powstaje moja „śnieżna kula”. Jestem też wolontariuszką w kilku fundacjach czy stowarzyszeniach, a tam na co dzień spotykam osoby, którym mogę wyjaśnić gąszcz przepisów, a tym samym pomagać.



Czy łatwo jest nawiązać kontakt z osobami pokrzywdzonymi przez los, w wypadkach? Czy nie traktują Cię na początku jak „intruza”?
Nie to jest ciężkie. Ludzie są nieufni, boją się. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Z jednej strony oszuści, z drugiej pandemia. Oczywiście tu zawsze działa to polecenie od osoby, która skorzystała z mojej pomocy w przeszłości. Nie wszystkich udaje mi się przekonać, ale małymi kroczkami można osiągnąć wiele.



Jak udaje Ci się ich zjednać?
Nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć. Natomiast wiem, że szczerością, spokojem i szacunkiem obdarzam każdego, jedni to przyjmują, inni nie. Znasz moją historię i wiesz, że zostałam kiedyś mocno oszukana i trafiłam do „piekła na ziemi”, które stworzyli ludzie ludziom, więc nie mam żalu do tych, którzy nie chcą ze mną pracować.


Czy możesz opisać jakiś konkretny przypadek, gdzie dzięki Tobie Twój podopieczny otrzymał największe odszkodowanie?
O tym mogłabym opowiadać do końca świata, ale jest taki przypadek – jeden z moich pierwszych. Może dlatego tak mocno go pamiętam. Rano wsiadłam do samochodu i jechałam trasą, którą wcześniej sobie ustaliłam. Na miejscu wypytywałam na ulicy spotkanych ludzi, czy znają kogoś po wypadku. Tak trafiłam do pana Józefa, lat 42, który uległ wypadkowi w pracy; obrażenia były okropne, przerażające. Miał spalone około 90% skóry, nie było skąd brać tej na przeszczep. Lekarze zdecydowali się na sztuczną skórę, do tego okazało się, że psychika poszkodowanego bardzo się rozchwiała. Jego żona, pani Danusia, jest osobą niepełnosprawną, mają jednego syna, w tamtym czasie 17-letniego. Po rozmowie z panią Danusią podpisaliśmy umowę. Po kilku dniach pani Danusia chciała ją jednak rozwiązać. Udałam się do tej miejscowości i dowiedziałam się, że przyjechał do tej rodziny pracownik Zakładu Ubezpieczeń Społecznych i zaproponował rodzinie 20 tys. zł i podpisanie ugody, że roszczenia zostały zaspokojone. Przekonanie rodziny do zmiany decyzji o rezygnacji z naszej współpracy graniczyło z cudem. Bardzo pomogła mi ówczesna dyrektor kontaktów z poszkodowanymi. Udało jej się odwieść panią Danusię od rezygnacji z naszej usługi. Dodam na koniec, że docelowo zostało wypłacone około 200 tys. zł + renta comiesięczna na zwiększone potrzeby w wysokości około 4200 zł. Renty są wypłacane tak długo, jak chory ma te potrzeby. Reguluje to kodeks cywilny.

Kasiu celowo nie pytałem Cię o Twoją historię, gdyż zajęłaby minimum połowę, jak nie cały magazyn, a i to mało. Ale powiedz mi, proszę, mimo tragedii, jaka Cię spotkała osobiście, chorób, które dotykają twoich najbliższych, skąd w Tobie tyle radości życia i pogody ducha?
Moją siłą jest radość poszkodowanych w chwili ukończenia mojej pracy. Ogromne wsparcie dostaję od rodziny: męża, córek, wcześniej rodziców i wszystkich ludzi, który wierzą w moje dobre zamiary, którzy widzą, ile dobrego rozdaję. Z tego miejsca szczególnie chcę podziękować Włoszczowskiemu Stowarzyszeniu Opieki Paliatywnej, kierowanemu przez doktor Joannę Śpiechowicz, utrzymującemu się ze zbiórek publicznych i darowizn. Mocno wspiera pacjentów hospicjum stacjonarnego i domowego poprzez zakup sprzętu rehabilitacyjnego, środków medycznych i opatrunkowych, odpowiednich dla danego przypadku. Dlatego zachęcam do przekazania swojego 1% na rzecz Stowarzyszenia lub wpłat dobrowolnych. KRS:0000242547 



Kasiu, jesteś wyjątkowa, dziękuję za wywiad i życzę powodzenia.
Ja również dziękuję i życzę zdrowia i sukcesów.

Dziękuję za rozmowę

Marcin Andrzejewski

 

Show Buttons
Hide Buttons