Zrównoważony rozwój – osobisty i biznesowy

Joanna Iwanowska-Nielsen posiada ponad 25-letnie doświadczenie w sprzedaży, restrukturyzacji, komunikacji oraz zarządzaniu międzynarodowymi projektami. Jedyna Polka w radzie nadzorczej duńskiej spółki giełdowej, członek zarządu Zrównoważone Małkowo Sp. z.o.o. oraz WildaNova Sp. z.o.o.
Jest Pani jedyną Polką, która jest członkiem rady nadzorczej duńskiej spółki giełdowej (Cemat A/S). Jaką drogę zawodową i życiową musiała Pani przebyć, aby osiągnąć obecną pozycję?
Usłyszałam kiedyś, że „droga jest wszystkim, cel jest niczym” – to oczywiście solidne uogólnienie, jednak zawsze ważny był dla mnie ciągły rozwój. Zależało mi na poszerzaniu horyzontów, ciekawiły mnie międzynarodowe inspiracje, chciałam nie tylko podążać za trendami, ale też je wyprzedzać. Z wiekiem i doświadczeniem coraz bardziej zależało mi na posiadaniu realnego wpływu na projekty, w które jestem zaangażowana, dlatego zaczęłam sięgać po coraz wyższe stanowiska – kierownicze, zarządcze.
Już na etapie edukacji wiedziałam, że chcę pracować w międzynarodowym środowisku, w firmach działających również za granicą. Po ukończeniu studiów na wydziale Zarządzania i Organizacji Handlu Zagranicznego na obecnym SGH od razu trafiłam do niezwykle ciekawej pracy w polskim oddziale Rady Rozwoju Handlu Hongkongu. Większość mojej późniejszej kariery spędziłam, pracując w firmach z międzynarodowym aspektem – zagranicznymi partnerami lub filiami, międzynarodową klientelą lub zespołem. Około 15 lat temu moim ulubionym kierunkiem inspiracji kulturą biznesową i stylem życia stała się Skandynawia. Jednym z konkretnych dowodów na moją sympatię do tego regionu jest mój mąż Peter, który jest Duńczykiem.
Część Pani kariery poświęcona jest mentoringowi i coachingowi biznesowemu. Co sprawia, że chce Pani przekazywać innym swoją wiedzę i niezbędne do rozwoju narzędzia?
Przyznam otwarcie, z nutą żalu – nie miałam szczęścia doświadczyć wsparcia mentoringu lub coachingu, może oprócz wiedzy zaczerpniętej z książek. Nic jednak nie zastąpi relacji z dobrym mentorem, który będzie potrafił schować swoje ego i skupić się na celach i potrzebach mentee. Być może zabrzmi to banalnie, ale przekazuję innym narzędzia i wiedzę, których ja nie miałam szansy otrzymać, żeby było im łatwiej, żeby byli uważni na swoje potrzeby i możliwości, a także lepiej wyposażeni w umiejętności analizy sytuacji, rozwiązywania konfliktów, budowania spójnych zespołów czy dbania o własną pozycję w grupie. Spotkałam i czasem nadal spotykam na swojej drodze osoby, które są dla mnie inspiracją, które „przewrócą stolik” mojego myślenia. Niemniej jednak jako osoba ukształtowana życiowo i zawodowo nie skorzystałabym z trampoliny mentoringu tak efektywnie jak osoby na wczesnym etapie kariery lub stojące w obliczu istotnej zmiany zawodowej. Nie waham się podkreślać wagi swojego doświadczenia – wiele się nauczyłam, wiele osiągnęłam. Dzięki temu jako wykształcony i akredytowany przez renomowaną międzynarodową organizację mentor potrafię towarzyszyć swoim mentee w procesie zmiany i czerpię nieopisaną satysfakcję z obserwowania ich rozwoju. A rozwój to bardzo często przede wszystkim zdobywanie wiedzy o samym sobie i budowanie, wzmacnianie pewności siebie. Uważam, że najważniejsza lekcja, jaką mentor może przekazać, to lekcja radości z bycia sobą, zachwytu nad tym, jakie możliwości posiadamy w głębi siebie – to właśnie na tych pozytywnych emocjach możemy budować pewność siebie i zdrową asertywność.
Jakie korzyści czerpią z mentoringu obie strony? Czego Pani uczy się od osób, które Pani mentoruje?
Żyjemy w mocno przebodźcowanym, spolaryzowanym świecie, w którym poszukiwanie własnej tożsamości czy zauważanie własnych mocnych i słabych stron jest coraz większym wyzwaniem. Jednocześnie ze wszystkich stron napierają na nas pozornie motywujące hasła: każdy ma potencjał, każdy może zostać liderem, każdy może zostać przedsiębiorcą. Widzimy, jak koledzy i koleżanki chwalą się kolejnymi sukcesami w mediach społecznościowych, i czujemy presję dogonienia ich. W porządku jest przyznać, przede wszystkim przed samym sobą, że być może nie jest to coś, czego chcemy, do czego mamy predyspozycje, co nas interesuje. Kiedy trafiają do mnie mentee z celem „chcę zostać liderem”, w pierwszej kolejności rozmawiamy o motywacjach, o potrzebach, o zasobach. Po takiej rozmowie zdarza się, że rekomenduję współpracę z innym mentorem – ja pracuję tylko na realnych zasobach mentee, stawiam na zrównoważony rozwój, zamiast wymuszania postępów. Dodaję do tego szczyptę humoru, dystans i coś, nad czym cały czas sama pracuję, czego ciągle się uczę: cierpliwość i uważność. Korzyści mentoringu powinny zauważać obie strony. Współcześnie za bardzo skupiamy się wyłącznie na swoich potrzebach i przekonaniach, nie biorąc pod uwagę emocji, potrzeb czy dynamiki pracy innych – dobry mentor powinien stale pracować nad swoją empatią, być otwarty na swoich mentee. Według mnie jeżeli mentor sądzi, że osiągnął już na tyle dużo, że jedynie daje, że nie czerpie nic od mentee, to być może zgubił istotę swojej pozycji w tym odpowiedzialnym zadaniu.
Czy jest jakaś jedna konkretna rada, którą zawsze daje Pani swoim mentee?
To zależy – od osoby, od sytuacji, od potrzeb, od zasobów, od osobowości. Niemniej jeżeli ma to być jedna jedyna sugestia, nie rada, moją odpowiedzią jest: „zadbaj o różnorodność”. Traktuję tę sugestię jako zaproszenie do uważniejszego obserwowania różnorodności w środowiskach, w których obracają się moi mentee, do zaangażowania w aktywności pozazawodowych organizacji, również tych pro bono. Stale zapraszam również do zadawania otwartych pytań, do sygnalizowania zainteresowania intencjami drugiej osoby czy genezą sytuacji. Kolejnym obszarem, nad którym lubię pracować, jest oswajanie mentee z myślą, że poprzeczkę mogą ustawić na własnej wysokości – potrzeba rywalizacji jest naturalna, ale to znalezienie własnego celu i odpowiedniego dla nas tempa jest największym skarbem. Jedna z moich partnerek w procesie mentoringowym, mentee, napisała mi: „Mam wrażenie, że od momentu, gdy zdecydowałam się na mentoring, rozpoczął się w moim życiu nowy etap, bardziej świadomy”. To dla mnie wysoka nota za wspólny proces.
Jest Pani aktywna w wielu organizacjach zrzeszających kobiety w biznesie. Jakie znaczenie ma dla Pani budowanie kobiecych przestrzeni biznesowych?
Uczestniczyłam kilka dni temu w spotkaniu zorganizowanym przez prestiżowy, branżowy klub zrzeszający kobiety. Odpowiadając na jedno z pytań do zebranych, dodałam informację o swoim uczestnictwie w radzie nadzorczej duńskiej spółki giełdowej i otrzymałam oklaski. Po spotkaniu podeszło do mnie kilka pań, dziękując, że powiedziałam o swoim stanowisku, komentując, że kobiety w Polsce generalnie wstydzą się mówić głośno o swoich sukcesach. Budowanie kobiecych przestrzeni biznesowych przez kobiety ma ogromne znaczenie dla wspierania, motywowania i rozwijania kobiet w biznesie. Tworząc takie przestrzenie, kobiety mogą budować sieć wsparcia, wymieniać się doświadczeniami, pomagać sobie nawzajem w rozwoju kariery oraz tworzyć nowe możliwości biznesowe. Kobiety potrzebują przyjaznej, wspierającej atmosfery do podjęcia trudnych kroków związanych z awansem, z angażem w biznes – i to jest w porządku. Fantastycznie w tej drodze wspierają setki kobiet organizacje takie jak Sieć Przedsiębiorczych Kobiet, Fundacja Liderek Biznesu, Ekspertki Razem, Top Woman in Real Estate, Women in Real Estate Poland. Jestem od wielu lat, z przyjemnością, zaangażowana w te inicjatywy. Bezsprzecznie organizacje zrzeszające kobiety w biznesie są niezwykle ważne i korzystne dla całej społeczności biznesowej.
W jaki sposób przez prawie 30 lat stabilnej kariery pokonywała Pani trudności i niwelowała napotykane bariery?
A trudności było całkiem sporo! Szczerze mówiąc, nie wiem, czy niwelowałam bariery – niemniej na pewno je limitowałam, a z czasem nauczyłam się rozpoznawać, do których potyczek stawać, a które tylko obserwować… bo mnie tak realnie nie dotyczyły. Nauczyłam się, że żeby wybierać – trzeba mieć wolność wyboru, a żeby mieć wolność wyboru – trzeba mieć wiedzę o możliwościach wyboru, w tym o ich konsekwencjach. Dobra wiadomość: to się da zrobić. Ta gorsza: samemu jest trudno, nawet wspierając się literaturą; do tej transformacji, do nabycia wiedzy, do wzmocnienia pewności siebie czy do wsparcia samego wewnętrznego dialogu niezbędny jest przygotowany do bycia przewodnikiem w takiej podróży drugi człowiek.
Jest Pani członkiem zarządu Zrównoważone Małkowo. Skąd i kiedy pojawiło się u Pani zainteresowanie zrównoważonym rozwojem?
Sporo się zastanawiałam, co dla mnie znaczy „zrównoważony”. To może na pozór zabrzmieć banalnie, niemniej teraz mam pewność, że to dla mnie od zawsze oznaczało działanie, inicjatywę, projekt, który „ma sens i jest dobry”. Na teraz, na jutro, na dłuższy okres. Jeśli działanie ma być obiektywnie korzystne dla otoczenia i społeczności, jeśli niesie ze sobą gwarancję bezpieczeństwa i obiektywnie dobry wpływ np. na środowisko naturalne czy na utrzymanie atrakcyjności osiedla mieszkaniowego, wartości domu w długim okresie, dla kilku pokoleń, to są to działania zrównoważone. Założę teraz kapelusz członka zarządu spółki Zrównoważone Małkowo, współpracującej z duńską ekologiczną fundacją Ekofarm przy tworzeniu nowoczesnego planu miejscowego dla lokalizacji domów jednorodzinnych w okolicach Trójmiasta, i dam kolejny przykład: jest pewne, że pojęcie „tereny podmiejskie” zmieniają swoje stricte rolnicze znaczenie z roku na rok, między innymi poprzez sprawnie poprawiającą się infrastrukturę dojazdową. Tu spójnym uzupełnieniem koncepcji jest nowo powstająca tam obwodnica, która skróci dojazd do Trójmiasta o połowę już od 2025 roku. Nasza perspektywiczna wizja rozwoju wsi Małkowo wpisuje się w program rozwoju gminy Żukowo, a jednocześnie pokrywa się z filozofią naszych działań. Przede wszystkim: większa dbałość o środowisko, nowe miejsca rekreacji dla mieszkańców gminy, ujednolicenie współpracy z inwestorami. To właśnie przykład projektu o wielowymiarowym zrównoważonym charakterze, z którym ja jako członek zarządu firmy i jako osoba prywatna w pełni się utożsamiam.
Dziękujemy za rozmowę.
Zdjęcia: Piotr Dziubak