„Od grafika komputerowego do…”

 

Kiedyś jedno z moich wystąpień publicznych miało temat: „Od grafika komputerowego do…” – no właśnie, do kogo? Pokazałem w nim, jak kluczową rolę w naszym życiu odgrywa zmiana – zmiana wszystkiego, co możemy zdefiniować. Sam takiej zmiany długo się bałem i dlatego stałem w miejscu. Jednak dzisiaj, gdy obserwuję i analizuję miejsce, w którym aktualnie się znajduję, nadal uważam, że kolejne zmiany są konieczne – z tą różnicą, że dzisiaj już się nie boję ich wprowadzać w życie.

Od czego zaczęła się w takim razie Twoja historia?
Od małego pasjonowałem się komputerami, a przede wszystkim grami. Obserwowałem, jak z czasem cała otoczka wokół gamingu się rozwija, i dostrzegłem pewien element, który bardzo mocno mnie zafascynował. Zacząłem się interesować tym, jak coś wygląda. Zacząłem analizować to, jak wyglądają gry, jak wyglądają strony internetowe zespołów gamingowych, gadżety, stroje zespołowe, aż w końcu odkryłem, że istnieje na świecie taki zawód jak grafik komputerowy. Jako młody chłopak wszedłem w najpopularniejszą przeglądarkę świata, wpisując hasło „Ile zarabia grafik komputerowy?”, i zacząłem czytać artykuły. Szybki research, analiza i już wiedziałem – chcę to robić. Tak zaczął się mój pierwszy przystanek w karierze, jeśli można moją pracę nazwać tak mocnym słowem.

Czy wszystko szło po Twojej myśli? Ta droga była z górki czy raczej pod górkę? Na co zwracałeś szczególną uwagę?
Myślę, że na początku w zasadzie nic nie szło po mojej myśli. Myślałem, że to będzie chwila i zostanę świetnym artystą, który będzie utrzymywał się ze swojej pasji. Realia szybko to zweryfikowały i okazało się, że pomimo moich umiejętności w miejscu, w którym mieszkam, i na rynku, po którym się obracam, nie ma dla mnie pracy. Pierwsze zlecenie otrzymałem dopiero sześć miesięcy po „wejściu na rynek pracy”. Wtedy usiadłem, znowu zrobiłem research, przeanalizowałem sytuację i znów wiedziałem, że muszę coś zmienić.

Co się wtedy zmieniło i co spowodowało tę zmianę?
Tutaj właśnie bardzo dużo się zmieniło… w końcu dodałem jeden z trzech elementów, na które dzisiaj zwracam szczególną uwagę, i z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że odróżniają one tych, którzy po prostu są, od tych, którzy zostają top-of-the-top.
Stworzyłem wizję siebie za kilka lat. Zdefiniowałem, jak chciałbym, żeby wyglądało moje życie, i bardzo konkretnie wszystko nazwałem. Dlaczego było to tak ważne? Zobacz, czytelniku – czasami nam się wydaje, że wizja to coś dziwnego, coś, o czym nawet nie przystoi mówić, bo przecież to jest „sekciarskie”, ale wizja otacza nas każdego dnia. Kiedy szukasz upragnionych wakacji, tworzysz sobie wizję: „jak bym się czuł, będąc w tamtym miejscu”. Jeśli ktoś ma Cię odwiedzić, sprzątasz dom i robisz zakupy z wizją: „chcę ich jak najlepiej ugościć”. Gdy chcesz kupić samochód, pojawia się wizja tego: „jak będę wyglądał w nowym, sportowym samochodzie”. Widzisz? Wizja jest wszędzie, tylko nie zwracamy na nią uwagi. Możemy też zadać sobie pytanie: czy marka Tygrysy Biznesu powstałaby, gdyby ktoś kiedyś nie miał wizji tego, co ten magazyn może ludziom dać i jaką wartość wprowadzi do ich życia?

Gdy już znajdziemy tę wizję – co dalej?
W momencie, gdy mam wizję, potrzebuję narzędzia, które pozwoli mi tę wizję zrealizować. Wizja jest punktem B, kiedy ja znajduję się w punkcie A – dlatego muszę znaleźć coś, co pozwoli mi się tam przetransportować.

Jak rozumiesz sformułowanie „narzędzie do realizacji wizji”?
To może być wszystko. Wyobraźmy sobie taką prostą, życiową czynność jak mycie okien. Wiem, jak chciałbym, żeby wyglądały umyte okna. Wiem, jakie korzyści mi to da – wpadnie więcej światła, więc będzie żywiej, jaśniej, a w dodatku schludniej. Przystępuję zatem do pracy, do której będę potrzebował narzędzi, w tym wypadku będą to ścierka i płyn do mycia. Proste? Oczywiście, że proste. Przełóżmy to więc na podejście w biznesie.
Wizja powoduje, że nam się chce, ale jeśli nasze narzędzie, czyli to, co aktualnie robimy zawodowo, nie przybliża nas do realizacji celów, pojawia się zwątpienie i wypalenie. Ta monotonia doprowadza do tego, że coś, co było kiedyś naszą największą pasją, jest teraz czymś, do czego odczuwamy niechęć. Tak było również w moim przypadku. Każdy dzień był identyczny – pobudka, kawa, przebranie się i wyjazd do pracy, a potem schematyczny i zamknięty system ośmiu godzin pracy, powtarzające się zlecenia, te same zaspane twarze – i tak przez pięć dni w tygodniu, a to wszystko trwało kilka miesięcy. Absolutnie nie mam nic przeciwko pracy na etacie, bo dziś pracuję pewnie więcej niż wówczas, jednak bardzo brakowało mi tego, żebym mógł coś kreować, inicjować, dodać trochę przebojowości do tego, co robię.
W tamtym momencie los tak chciał, że poznałem świetnych ludzi, z którymi dzisiaj tworzę markę Project Coming UP.

Co to za marka i czym się zajmujecie? Co spowodowało, że ona powstała? Co wpłynęło na to, że znowu postanowiłeś coś zmienić?
Wcześniej wspominałem o pierwszym elemencie, który sobie cenię – to wizja. Dzięki tym chłopakom owa wizja przerodziła się w ideę, a potem dodaliśmy drugi niezwykle ważny atrybut, a mianowicie energię. Energię, która w nas była, ale została z jakiegoś powodu zamknięta. Mateusz – wielokrotny mistrz i rekordzista Polski w pływaniu, tak samo jak Bartek; Krzysiek – mistrz Polski i reprezentant kraju w baseballu; Marcin – odwiedził około 60 krajów, zaczynając jako kelner, a kończąc jako menadżer hotelu Marriott w Nowym Jorku; Łukasz – od dzieciaka zapalony zawodnik sportów walki; Sebastian – zna się na samochodach jak mało kto; Marek – mimo młodego wieku człowiek posiadający kompetencje przedsiębiorcze, które pozyskiwał w rodzinnej firmie; Damian – który tak bardzo się angażował, że w swoim kalendarzu planował nawet czas na sen.
Połączyliśmy siły i stworzyliśmy Project CUP – markę, która ma stwarzać warunki do rozwoju i narzędzia potrzebne do tego, aby każdy, wykorzystując e-commerce, mógł zarabiać z raz wykonanej pracy, pomagając przy tym polskiej marce podbić świat.
Brzmi dobrze, prawda? Jednak na początku oprócz wizji i energii nie mieliśmy niczego. Pokazując komuś możliwości e-commerce, nie mieliśmy żadnych argumentów, poza własnym przekonaniem, natomiast idea, która nam przyświecała, to było coś, co inni po prostu „kupowali”. Nasza energia napędzała tę wielką machinę, która lada dzień ze spotkania przy domowym tarasie wychodzi do całej Europy.


Co byś zatem polecił zrobić innym przedsiębiorcom lub osobom, które czytają ten wywiad i chcą wejść do przedsiębiorczego świata?
Nie jestem na pewno osobą, która chce komukolwiek doradzać. Uważam, że jest wielu znakomitych przedsiębiorców, którzy mają o wiele większe doświadczenie ode mnie. Zauważyłem natomiast, że ludzie nie chcą kupować produktów bądź korzystać z usług tak po prostu. Ludzie chcą kupić historię, emocje, ideę. To jest klucz do sukcesu. Co więcej, nie zadziała tutaj „Poznaj 5 sposobów, jak…” – tutaj potrzebna jest autentyczność, przekonanie, szczera chęć przekazania drugiej osobie korzyści, a tego trochę dzisiaj brakuje przy formułowaniu oferty. Nie chcę nikomu doradzać, ale mogę podpowiedzieć, jakie pytania warto sobie zadać, niezależnie od tego, co dzisiaj wprowadzasz bądź chcesz wprowadzać na rynek:

• Jaką ideę ma Twoja marka/Twój produkt/Twoja usługa? – opowiedz o tym bez zająknięcia.
• Jaką prawdziwą korzyść dajesz klientowi? – ale bez oklepanych sloganów.
• Co robisz, żeby klient czuł się dobrze, kiedy z Tobą rozmawia?
• W jaki sposób doceniasz i zatrzymujesz przy sobie tego człowieka?
• Co masz dla niego tak po prostu, bo chcesz mu to dać?

Dlaczego o tym mówię? Dzisiaj świat pędzi niesamowicie szybko i wszystko rozwija się w zastraszającym tempie. Bardzo mocno rozwija się internet i social media, a przez to brakuje czynnika ludzkiego. Pojawia się automatyzacja, AD-sy, kliknij tutaj i tam, robimy wszystko, żeby zwrócić czyjąś uwagę, a zapominamy o tym, co najważniejsze – człowiek po drugiej stronie. Popatrzmy na to z innej perspektywy – a jeśliby tak połączyć social media i czynnik ludzki? No właśnie.

Powiedziałeś o wizji, która stała się ideą, dodałeś do tego energię – a co jest trzecim elementem?



Zespół – tworzenie zespołu, zgranej ekipy. Ja na początku chciałem zrealizować swoją wizję sam – nie dałem rady. Nie mogłem zrobić tego w takiej skali, która odpowiadałaby temu, co sobie wyobraziłem. Popatrzmy na to bardzo prosto. Weźmy pod lupę sporty drużynowe. Dlaczego jest tak, że indywidualnie jakiś zawodnik może być tym najlepszym, ale w momencie, gdy nie ma zgranego zespołu, jest bezużyteczny? Dlaczego indywidualnie o niebo lepsza Brazylia w półfinale Mundialu przegrała z drużyną Niemiec 1:7? Czy odpowiedź jest aż tak trudna? Popatrzmy teraz na różne branże, które nas otaczają. Dlaczego dzieje się tak, że jedna firma (X) nosi miano lokalnej firemki, a inna (Y) z tej samej branży wzrasta i wzrasta, i nagle wiedzą o niej wszyscy? Przecież obie oferują jakiś produkt lub usługę, obie mają założyciela, handlowców, obsługę klienta, stronę internetową… Czy odpowiedź jest taka trudna? Oczywiście, że nie.
Przeanalizujmy ten przypadek. Jestem właścicielem firmy Y. Mam potężną wizję, swoim produktem tworzę historię, którą kupują klienci, mam energię, którą zarażam innych, każdy pracownik – nie, nie pracownik – wspólnik w mojej marce, nawet ten o najniższym stanowisku, jest doceniony, stworzyłem świetny plan prowizyjny i bonusowy i dołożyłem ważny element – dobieram odpowiednie osoby do współpracy i tworzę kolejne warstwy zespołów. To jest ta różnica, która robi efekt skali. Kiedy ktoś wychodzi na scenę, często opowiada o tym, co osiągnął, natomiast ja mówię, co osiągnęliśmy MY – jako zespół. Zawsze za nami jest rzesza ludzi, dzięki którym możemy właśnie na tej scenie być – biznes to gra zespołowa. Pisząc ten artykuł, nie piszę go w swoim imieniu, a w imieniu wszystkich osób, dzięki którym mogę to robić.
W biznesie jest jak w szachach, liczy się każdy ruch. Ten dobry i zły, bo to one stawiają przed Tobą kolejne wyzwania. Szach-mat.

Na koniec mogę podziękować za to, że czytasz ten akapit i poznałeś moją historię od grafika do osoby, jaką jestem dzisiaj. Dlaczego nie napisałem „do przedsiębiorcy” albo „człowieka sukcesu”? Bo uważam, że do tego mi jeszcze daleko, ale energii i przekonania w przekazywanej idei nigdy mi nie zabraknie. Ja zaczynam tworzyć kolejne zespoły w swojej marce, a Ty na co czekasz?

Dziękujemy za rozmowę.

 

 

zdjęcia: Marcin Lesiuk

Show Buttons
Hide Buttons