Paskuda jest tylko jedna

 

Katarzyna Paskuda na swoim koncie ma bogate portfolio związane z aktorstwem i modelingiem. Postanowiła jednak porzucić aktorstwo na rzecz innej pasji. Dzisiaj uzdolniony fotograf, redaktor naczelna magazynu „Gentleman” oraz posiadaczka własnych serwisów informacyjnych, głównie związanych z modą, sztuką i kulturą.

 

Paskudą jesteś z domu czy po mężu?

Z domu, po tacie, bo za mąż się nie wybrałam. (śmiech) A nawet gdybym się wybrała, to nazwiska nie zmienię. Bardzo je lubię, choć oczywiście jako dziecko spotkało mnie trochę nieprzyjemności z nim związanych. Ale jako osoba dorosła jestem świadoma swoich korzeni, pochodzenia i nigdy nie pomyślałam, żeby nazywać się inaczej. Pojawiały się takie sugestie ze strony osób z branży, ale ja nigdy ich nie rozważałam. Nie powinniśmy się wstydzić tego, skąd pochodzimy lub jakie mamy nazwisko. Nie mamy na to wpływu. Poza tym nawet jeśli ktoś nie zapamięta mojej twarzy, to na pewno zapamięta moje nazwisko. Paskuda jest tylko jedna.

 

Znamy Cię głównie jako fotografa, ale wiele osób kojarzy także Twoją karierę filmową, telewizyjną, przygody z modelingiem. Jak one się zaczęły?

Wszystko zaczęło się od modelingu, to fakt, ale typową modelką nigdy się nie czułam. Chodziłam regularnie jako modelka w pokazach dla „Playboya” i to wszystko. Największą przygodę miałam z filmem. Przyjechałam do Warszawy jako osiemnastolatka. Marzyłam o byciu modelką. Zgłaszałam się do różnych agencji, w jednych kazali mi chudnąć, w innych nie pasowało im coś innego. Ostatecznie trafiłam do Gudejki. Po kilku zrealizowanych sesjach agencja zaproponowała mi rolę kelnerki w serialu Złotopolscy. Poszłam na zdjęcia próbne, w trampkach, bez makijażu. Nie bardzo wiedziałam jeszcze wtedy, jak ten rynek funkcjonuje. Radosław Piwowarski mnie zobaczył, obejrzał od góry do dołu, zawołał garderobianą i powiedział tylko: idźcie i ją przebierzcie. Widać w szpilkach i krótkiej sukience spodobałam mu się na tyle, że zaproponował mi rolę. Początkowo miały to być trzy miesiące, ostatecznie zagościłam w serialu na ponad dwa lata. Wcześniej jeszcze, całkiem przypadkiem, na prośbę koleżanki, która miała przyprowadzić na plan filmu Pierwszy milion Waldemara Dzikiego statystki, a sama grała w nim epizod, wybrałam się z nią i… dostałam jej epizod – mówioną kwestię krupierki w kasynie. I złapałam bakcyla. Bardziej chciałam grać, niż pozować.

 

A jak wspominasz swoje początki w Warszawie? Byłaś młodziutka, kiedy tu trafiłaś.

Kiedy przyjechałam do Warszawy, żeby mieć pieniądze na opłacenie pokoju, musiałam pracować. Kolega załatwił mi posadę sprzedawcy telefonów komórkowych w punkcie Plusa. Zarabiałam 1200 zł miesięcznie, a 600 zł płaciłam za pokój wynajęty na Saskiej Kępie. Moim marzeniem było wtedy, żeby za pierwszą wypłatę kupić sobie drogie buty. I kupiłam – kosztowały 350 zł. Na życie zostało mi 250 zł. Mało, wiedziałam, że na wiele nie wystarczy, ale byłam szczęśliwa. Warszawa od początku była moim miejscem na ziemi.

Minęło sporo czasu od tamtej pory, dużo doświadczeń, wspomnień i zainteresowań. Kim tak naprawdę jesteś z zawodu i czym się dzisiaj zajmujesz?

Ukończyłam wydział aktorski i fotografii w Warszawskiej Szkole Filmowej. Z wykształcenia jestem aktorką i fotografem. Jeśli chodzi o aktorstwo, to nie gram ostatnio, ale jest to mój świadomy wybór. Poszłam absolutnie w stronę fotografii i pracy w mediach, aczkolwiek jak się zdarza coś intrygującego do zagrania, to korzystam. Kilka lat temu zagrałam jedną z głównych ról w filmie fabularnym Hel, jakiś czas temu ponownie gościnnie w serialu Na dobre i na złe. To mi daje radość i oderwanie od codziennych obowiązków. Dzisiaj moja codzienność wygląda zupełnie inaczej. Od sześciu lat jestem redaktor naczelną magazynu „Gentleman”, od niedawna jestem odpowiedzialna za wersję online gentlemanmagazine.pl . Realizuję dla tego pisma sesje okładkowe, do wywiadów, czasami przeprowadzam również rozmowy z gwiazdami, współtworzę materiały.

Prowadzę własne serwisy informacyjne, głównie związane z modą, sztuką i kulturą, jak kulturamody.pl i photoculture.pl, w planach mam jeszcze biznesowe, bardziej ekonomiczne portale. Dzisiaj już nie jestem młodą dziewczyną poszukującą swojej drogi w Warszawie, tylko już wiem, kim jestem i kim chce być, i co robić. Jestem fotografką, aktorką, redaktor naczelną, właścicielką magazynów internetowych, specjalistką w budowaniu marki i kreacji wizerunku w mediach. Jestem doradcą wizerunkowym znanych polskich biznesmenów, jak i prężnie działających polskich przedsiębiorstw, pomagam im zaistnieć w mediach lub zmienić wizerunek na lepszy. W końcu od ponad 20 lat jestem mocno związana z mediami i sztuką. Oprócz pracy, która jest potrzebna do życia i oddychania, bo ja lubię swoją pracę, chętnie angażuje się w akcje społeczne. Jestem twórczynią i głównym motorem działania projektu SzlachetnaKobieta.pl, który ma na celu szerzenie świadomości na temat profilaktyki nowotworowej u kobiet. Także trochę się zmieniło od tego czasu.

 

Skąd pomysł na własny biznes fotograficzny?

Pomysł to zbyt dużo powiedziane, gdyż to nie było zaplanowane. Sukcesu według mnie nie da się zaplanować. Fotografia przyszła do mnie zupełnie przypadkiem, można powiedzieć, że zapukała do moich drzwi. I po latach okazało się, że jestem fotografem, i do tego cenionym. Zaczęło się zupełnie niewinnie – od pasji. Zawsze jako mała dziewczynka malowałam, rysowałam, bardziej szłam w kierunku artystycznym. Interesowały mnie malownicze obrazki, natura. Wychowałam się w małej miejscowości pod Płockiem, więc takie naturalne obrazy zostały u mnie w głowie. Będąc już aktorką dyplomowaną, mając wówczas 4-letnie dziecko, kiedy ukończyłam szkołę aktorską, chciałam znaleźć jeszcze jedno zajęcie, które mogłoby wypełnić wolny czas. Zapisałam się na fotografię do Warszawskiej Szkoły Filmowej Macieja Ślesickiego i Bogusława Lindy, ale z taką myślą, że jak się w to nie „wciągnę”, to zrezygnuję z tego. Stało się tak, że trafiłam na mocną i ambitną grupę, w której zdrowo ze sobą konkurowaliśmy. To też miało bardzo duże znaczenie. Staliśmy się grupą przyjaciół, ale trochę się prześcigaliśmy w zaliczaniu zadań szkolnych. Wydział fotograficzny zaliczyłam z wyróżnieniem. Początkowo fotografowałam koleżanki, modelki, robiłam to dla sztuki, z pasji, a w efekcie zaczęły się do mnie zwracać modelki o portfolia, magazyny z prośbą o okładki, jak i sesje wizerunkowe. Dziś są to już również firmy odzieżowe, biżuteryjne czy też duże korporacje, firmy prężnie działające na polskim rynku. To nie był pomysł na własny biznes. Ten biznes zrodził się z pasji i ciężkiej pracy. Fotografia wypełnia cały mój dzień. Oprócz bycia mamą dwóch cudownych synów, Olivera i Fryderyka, resztę czasu poświęcam fotografii, pracy w mediach i działaniom marketingowym na rzecz moich klientów.

 

Głównie pracujesz ze znanymi osobistościami. Czy gwiazdy mają swoje fanaberie przed obiektywem?

Każdy ma. Ale kto i jakie, tego nie zdradzę. Do każdej sesji staram się podchodzić, jak najlepiej potrafię, i nieważne, czy to jest osoba znana, czy nieznana, chodzi mi o zbudowanie zaufania i zrobienie jak najlepszych zdjęć, które będą cieszyły fotografowanego.

 

A masz jakieś fotograficzne marzenie?

Sporo ich już zrealizowałam. Bardzo się cieszę, że mam w swoim portfolio najbardziej znane osobistości, ikony polskiego show-biznesu, jak np.: Bogusława Lindę, Daniela Olbrychskiego, Grażynę Szapołowską, Majkę Jeżowską, Szymona Majewskiego, Huberta Urbańskiego, Renatę Dancewicz i wielu innych. To są wybitne osoby w swoich dziedzinach, ikony, które robią wrażenie. Jestem wdzięczna losowi, że dane mi było i jest obcować z tak znanymi ludźmi. Sprawia mi to ogromną satysfakcję, czuję się jako fotograf bardzo doceniona, tym bardziej że zazwyczaj słyszę zadowolenie z wykonanej pracy. Mój dorobek artystyczny został doceniony niedawno w Szczecinie, przez dyrekcję przepięknego budynku Filharmonii, gdzie już 26 maja do końca lipca 2022 roku, aż ponad dwa miesiące będzie można podziwiać moją autorską wystawę „Z pasją przez życie”. Na wystawie można będzie zaobserwować, jak widzę kobietę, jak mężczyznę i w jaki sposób poszukuję natchnienia. Na zaprezentowanych fotografiach zainteresowani zobaczą gwiazdy z pierwszych stron gazet oraz wielkiego ekranu, ale również zwykłe i niezwykłe osoby. Nie zabraknie również piękna natury, polskich plenerów, których jestem wierną miłośniczką.

Marzę też, aby w końcu wydać album ze swoimi zdjęciami i wywiadami, to marzenie jest w zasięgu ręki, muszę tylko wygospodarować trochę czasu; czas jest bezlitosny pędzi nieubłaganie, nie mogę go dogonić (śmiech). I to marzenie również spełnię, tylko potrzebuję przyspieszyć i dogonić czas. Kalendarz SzlachetnaKobieta.pl to też takie moje zrealizowane marzenie fotograficzne.

W zasadzie nie mam marzeń zawodowych, pragnę tylko zdrowia dla bliskich, siebie, a marzenia przy pracy z pasji same się realizują.

 

Gdzie Twoim zdaniem przebiega granica pomiędzy inspiracją a odtwarzaniem i kopiowaniem?

To jest trudne pytanie, nie zastanawiałam się nigdy nad tym. Nigdy nie przekroczyłam tych granic, może dlatego. Nienawidzę kopiowania. Inspiracja jak najbardziej. Ja się często inspiruję i będąc w szkole, też miałam fotografów, którymi się inspirowałam. Inspiracja jest cudowna i jest też w modzie, sztuce, designie. Staram się nie zapisywać moim konkretnych inspiracji na dysku, tylko w głowie. Dzięki temu nie jestem w stanie idealnie tego skopiować, staram się moje pomysły wymieszać. Gdy już realizuję zdjęcia, jest inne światło, na planie coś się zmienia, miejsce, ujęcie.

 

Do fotografowania dołączyło też rozmawianie – rozwijasz się dziennikarsko, można powiedzieć.

To się dzieje „przy okazji”, ale wcale się nie zdziwię, jeśli za jakiś czas okaże się, że poszłam w stronę dziennikarstwa. Zrealizowałam już kilka programów na YouTubie, następne czekają w kolejce. Mam za sobą sporo wywiadów z gwiazdami, jak np. z Piotrem Kraśką, Cezarym Pazurą, Hubertem Urbańskim, Szymonem Majewskim, Krzysztofem Cugowskim, rozmowę przeprowadziłam nawet z Bryanem Adamsem, ale czy to jest moja droga? Nie wydaje mi się. Lubię ludzi, ludzi z pasją, inspirujących, ale zdecydowanie mojemu sercu bliższe zawodowo są obrazy.

 

Jak ważny jest PR, marketing i relacje z mediami w biznesie i prowadzeniu działalności?

To jest bardzo ważne. Mamy taki czas. Nowe technologie, w których powinniśmy się odnaleźć, aby nasz biznes mógł prężnie się rozwijać. Ja sama staram się być aktywna w social mediach. Piszę wstępy do każdego numeru, teksty do moich działów w magazynie, więc też muszę dużo czytać i wiedzieć, co się dzieje w branży. To jest bardzo istotne. Widzę po swoich kolegach, którzy się nie udzielają w social mediach, bo uważają, że ich sztuka obroni się sama za siebie. Niestety tak nie jest. Istotne jest, by ludzie mogli jak najwięcej się dowiedzieć. To pomocne w rozwijaniu własnych zainteresowań oraz przedstawieniu swoich prac szerszemu gronu.

 

Wiara w to, co się robi, ciężka praca, pokora, kreatywność to dobry przepis na sukces? Jaka jest Twoja definicja sukcesu?

Tak, absolutnie zgadzam się z tym. Wiara w to, co się robi, ciężka praca i konsekwencja w działaniu. Trzeba konsekwentnie dążyć do wyznaczonego celu, to jest ważne. Ciągła praca, bo nawet z najdrobniejszej pracy, która może się okazać małą porażką, wyciągam wnioski. Idę do przodu, nie siedzę w miejscu. Konsekwencja i pokora – tak. Umiejętność godzenia się z porażkami. Kreatywne podejście do tematu. To jest najlepszy przepis na sukces. Moja definicja sukcesu to właśnie to. A co jeszcze? Dużo pracy własnej, praca własna, rzetelne podejście do realizacji dzieła. Bez względu na finansowe aspekty zlecenia zawsze podchodzę tak samo, staram się jak najlepiej wykonać zlecenie. Abyśmy mogli na koniec powiedzieć: „tak, zrobiłam wszystko, co było w mojej mocy”.

Dziękujemy za rozmowę.

 

Zdjęcia: Krystian Kasperowicz

 

 

 

Show Buttons
Hide Buttons