Svetlana Ressovskaya: Kobieta z ambicjami

 

Wywiad ze Svetlaną Ressovskaya, prawdziwą bizneswoman, z pochodzenia Rosjanką, kobietą sukcesu, która wciąż pnie się w górę. Rozmowa o niej, jej pracy i planach na przyszłość. Biznesowo i prywatnie.

Svetlano, bardzo się cieszę, że mimo natłoku zajęć znalazłaś chwilę, abyśmy mogli porozmawiać. Dziś prowadzisz i inspirujesz kobiety zza wschodniej granicy: Rosja, Ukraina, Białoruś – dziewczyny, które chcą odmienić swoje życie na lepsze, wyjechać i odnieść sukces. Sama jesteś dowodem na to, że marzenia się spełniają, dlatego też skupiasz wokół siebie dziesiątki tysięcy kobiet. Ale zacznijmy od początku. Opowiedz nam coś o sobie.


Marcinie, to ja bardzo dziękuję za zaproszenie do tego wywiadu. W Polsce mieszkam od 23 lat. Ale ten czas leci… nieubłaganie. Mimo że wielokrotnie szukałam swojego miejsca w świecie, podróżując po wielu krajach Europy, zawsze kończyłam w Polsce. Tu chyba jest po prostu mój dom, moje przeznaczenie. A początki nie były łatwe, Ty na pewno pamiętasz ten czas, jak wszędzie było ciężko. Urodziłam się w Rosji, w Magadanie. Dzieciństwo spędziłam w domu dziecka, skąd zostałam adoptowana na Ukrainę, gdzie dorastałam. Szukając wsparcia, rodziny, której nigdy nie miałam, wcześnie wyszłam za mąż. Ale bardzo szybko moje małżeństwo okazało się nieporozumieniem – i wiedziałam jedno: aby odnieść sukces, muszę liczyć wyłącznie na siebie. Myślałam o wylocie do Barcelony, wiedziałam, że muszę zmienić otoczenie.


I co zrobiłaś? Czy Barcelona to była Twoja pierwsza destynacja?
Nie, no właśnie, życie samo pisze scenariusze. Miałam problem z wizą, a w tym samym czasie koleżanka wyjeżdżała do Polski i zaproponowała mi wspólną podróż. I tak się tu znalazłam.
I od razu pomyślałaś o otwarciu własnego biznesu? Lądujesz w obcym kraju z walizką w ręku i co dalej?
Nie, no coś Ty. Początki jak każdy emigrant. Ciężko pracowałam na umowach śmieciowych, a czasem i bez. W jednej firmie przez 7 lat dawałam z siebie wszystko za marne wynagrodzenie, a na dodatek, jak się okazało, żadne świadczenia w związku z moim zatrudnieniem nie były opłacane. Bałam się, ale kto nie ryzykuje, nie pije szampana. Zrezygnowałam z tej pracy, idąc ku lepszemu. Okazało się, że pracując u kogoś, robiąc coś, co nie sprawia mi żadnej satysfakcji, nie miałam ani czasu, ani siły, aby myśleć o sobie, o tym, co ja mam do powiedzenia światu. Co chciałabym tak naprawdę robić. I od tamtego czasu wiem jedno – chcę zarabiać, i to dużo, dużo, a nawet jeszcze więcej. Otworzyły się perspektywy otwarcia własnej firmy sprzątającej i tak zaczęły się moje pierwsze zlecenia w Niemczech, a potem w Polsce. Firma szybko się rozwijała, i teraz to ja zatrudniałam.


Ale cały czas nie było to zajęcie, które pozwoliło Ci się całkowicie usamodzielnić?
To prawda. Zawsze od życia chcę jak najwięcej i to właśnie życie nauczyło mnie, aby mieć oczy dookoła głowy. Poza tym już tak mam, że jestem lubiana i skupiam wokół siebie dużo przedsiębiorczych osób. Zawsze tak było, ale minęły lata, zanim zaczęłam to dostrzegać, i kolejne lata, kiedy nauczyłam się to wykorzystywać.


No i co dalej, Svetlana… gdzie te jabłka i pierwsze miliony?
No i tutaj dochodzimy, Marcinie, do prawdziwych pieniędzy. Wśród wielu moich nowo poznanych znajomych okazało się, że jest jeden biznesmen, który szuka możliwości wejścia z jabłkami na rynek rosyjski. Ja, nie czekając, zaczęłam wracać do moich rodzinnych stron, szukając kontaktów i poleceń. Tak też dotarłam do bardzo bogatego rosyjskiego biznesmena zainteresowanego zakupem wielu partii dużych ilości polskich jabłek. I tak pośrednicząc i łącząc kontakty, zarobiłam bardzo szybko na swoje pierwsze mieszkanie, które kupiłam za gotówkę.
Nie ukrywam, że Twoje słowa to miód na moje uszy. Od lat uważam, że najważniejsze są kontakty biznesowe, ale podkreślę te realne i wiarygodne. To było, jest i będzie podstawą rozwoju biznesu. Nic tak nie otwiera możliwości jak kontakty, no i oczywiście reputacja, na którą się ciężko pracuje latami.
Jeden klient z Rosji, systematyczne dostawy i zadowolenie ze współpracy otworzyły mi drzwi jeszcze szerzej. Kontrahent rosyjski był na tyle zadowolony ze współpracy ze mną, że zaczął polecać mi innych biznesmenów, których interesowało wejście na polski rynek. I tak jest do dzisiaj. Pomagałam im tworzyć interesy, jeździłam z nimi po zakładach, fabrykach jako tłumacz i tak wypracowałam kolejną bazę klientów. Między innymi sprowadzałam na zamówienie meble hotelowe do najbardziej prestiżowych i ekskluzywnych hoteli w Polsce.
Wszystko układało Ci się jak z bajki, wymarzony sen o sukcesie, który się spełnił.
I tak, i nie. Jak to bywa we śnie, czasem trzeba się obudzić. Ponieważ firma rozwinęła się na tyle, że potrzebowałam dodatkowych funduszy i partnera biznesowego, weszłam w spółkę, zaciągnęliśmy kredyty i tyle z bajki. Wspólnik okazał się oszustem, a ja popadłam w depresję i skończyłam z rakiem mózgu, a lekarze jedynie diagnozowali, ile życia mi pozostało. To, co jest najważniejsze w tej historii, to fakt, że nigdy się nie poddaję. Choć myślę, że opowieść ta to niezły scenariusz na książkę. Okazało się bowiem, że wokół mnie jest wiele życzliwych osób. Okazało się również, że mam możliwość leczenia w USA czegoś, co jest nieuleczalne w Europie – znalazł się milioner, który zaoferował wsparcie w postaci 100 000 $ na moją innowacyjną operację, plus wiele osób, które pomogły mi wyjechać i przejść operację mózgu. Oczywiście, moje mieszkanie okazało się inwestycją, która też pomogła mi finalnie zapłacić za operację. Ale czego się nie robi, ratując życie, zaryzykowałam wszystko i wyjechałam. Aby nie przedłużać, onkologia, dwie operacje, śpiączka, utrata głosu, wzroku, słuchu… co mogło mnie jeszcze spotkać. Już nic więcej, mogłam tylko umrzeć, ale wiedziałam, że tak łatwo się nie poddam. Ostatecznie, jak widać, zwyciężyłam, mówię, słyszę, widzę, cieszę się życiem, które dostałam po raz drugi. Wróciłam do Polski, aby sfinalizować pewne sprawy i polecieć z powrotem do Stanów. Ale kolejny zbieg okoliczności i szybka przysługa znajomym biznesmenom ze Wschodu sprawiły, że zostałam w Polsce przedstawicielką jednej firmy z Estonii. Biznes rozwijał się jak wszystko, do czego się zabieram. Firma działała globalnie, a ja poznawałam wielu biznesmenów z całego świata. Miałam tylko jeden problem. Wszędzie mnóstwo mężczyzn, a gdzie kobiety… brakowało mi babskich rozmów, po prostu koleżanek. Dlatego stworzyłam grupę na Facebooku tylko dla kobiet. Grupa tak szybko się rozwijała, że zaczęłam organizować spotkania, i tak jest do dziś. Dziś mam w grupie ponad 30 000 kobiet ze Wschodu mieszkających w Polsce. Stałam się ambasadorką dla tych wszystkich, którym trzeba tutaj pomóc w znalezieniu pracy, załatwieniu formalności czy po prostu rozwinięciu biznesu.


A czy pamiętasz, jak się poznaliśmy?
Oczywiście, jak mogłabym zapomnieć. Właśnie na jednym ze spotkań, które organizowałam w restauracji prowadzonej przez Rosjankę, tutaj w Warszawie. W spotkaniu uczestniczyli biznesmeni ze Wschodu mieszkający w Polsce i tam właśnie nas sobie przedstawiono. A dziś działamy razem i wspieramy się.


Svetlano, Twoja historia to książka pełna przygód, zarówno doprowadzających do łez, jak i do śmiechu. Dziękuję Ci za poświęcony mi czas i mam nadzieję, że jeszcze nie raz opowiesz mi o swojej pracy. Liczę na to, że to dopiero początek Twojej historii na naszych łamach.


Marcinie, to ja dziękuję.

Dziękuję za rozmowę.
Marcin Andrzejewski

 

 

zdjęcia : Tanya Vysochanska

Show Buttons
Hide Buttons